sobota, 24 kwietnia 2004

Jak to robią inni? AMUN NIE PROSIMY O LITOŚĆ, Klient kupuje towar, konkretną dobrze wykonaną pracę. To nie jałmużna. ale zakupy

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca - dark side of the moon- słuchamy, malujemy, rysujemy, piszemy i spoglądamy na jasną stronę Amun NIE PROSIMY O LITOŚĆ 2004 Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami założony został niemal pół wielu temu w Lichtensteinie przez siedemnastu artystów malujących ustami i nogami. Utworzyli oni też spółkę mającą dbać o interesy niepełnosprawnych twórców. Jej prezesem był do końca życia Erich Stegmann (w wieku dwóch lat utracił władzę w rękach). Artyści, kierując się ideą: “Nie prosimy o litość”, zdołali ze swej twórczości uczynić źródło utrzymania. Szef stowarzyszenia jest zarazem prezesem zarządu spółki, musi on być “uznanym na świecie artystą malującym nogami lub ustami”. Funkcje te pełni sparaliżowany malarz Eros Bonamili z Włoch. W zarządzie jest pięciu niepełnosprawnych artystów. “Polskie wydawnictwo wnosi 25-procentowy udział w dochodach całego stowarzyszenia w Lichtensteinie. Z tych środków każdemu artyście na podstawie zawartej z nim umowy przekazywane są ustalone środki. Stowarzyszenie jest także rodzajem zabezpieczenia, które wymaga istnienia funduszu. Dzięki temu nawet w najcięższych czasach stowarzyszenie będzie mogło wypełniać swe zobowiązania wobec artystów”, ...aRTYSTA Ireneusz Betlewicz jest związany z wydawnictwem AMUN od wielu lat. – Dzięki temu została wyjęta cegiełka z muru niemożności spowodowanej moją sytuacją zdrowotną. Kiedyś sam próbowałem ręcznie wyrabiać takie kartki, aby zarobić parę groszy. To jednak była manufaktura, monotonna i nieopłacalna – mówi. Choruje na postępujący zanik mięśni. Jako piętnastolatek przestał chodzić, potem zanik mięśni objął ręce. Nie wie, kiedy przestanie siedzieć. Od 18 lat maluje wyłącznie ustami.Choruje na postępujący zanik mięśni. Jako piętnastolatek przestał chodzić, potem zanik mięśni objął ręce. Nie wie, kiedy przestanie siedzieć. Od 18 lat maluje wyłącznie ustami. Współpraca z AMUN dała mu nowe możliwości. Regularne stypendium wypłacane co miesiąc ( ok. 2 tys. zł) zapewnia stabilizację, poznał nowych przyjaciół, ma możliwość wyjazdów na wypoczynek połączony z zajęciami plenerowymi, uczestniczy w wystawach polskich i zagranicznych. Co roku jest zobowiązany do dostarczenia AMUN czterech prac. Wydawnictwo decyduje, które zostaną wykorzystane do reprodukcji na kartki czy plakaty. Płaci za to dodatkowo 700 franków szwajcarskich. – Nie czuję się wykorzystany przez AMUN, mogę pozwolić sobie na w miarę beztroskie życie i możliwość kształtowania swego warsztatu. Nie jestem inwalidą żyjącym tylko z renty. Boli mnie, że ludzie pojmują działalność wydawnictwa jako starania o datki. Klient kupuje towar, konkretną dobrze wykonaną pracę. To nie jałmużna. ale zakupy – twierdzi Irek (prawdziwy artysta -potwierdzają Twórcownicy -znamy go z plenerów -gościliśmy w Katowicach) https://www.tygodnikprzeglad.pl/awantura-o-amun/ https://www.amun.com.pl/ Wydawnictwo AMUN Sp. z o.o. powstało w 1993 roku w Raciborzu i jest jedną z 46 placówek działających na świecie, które od 1956 roku zajmują się publikacją reprodukcji obrazów artystów malarzy tworzących ustami lub stopą. AMUN Sp. z o.o. w Raciborzu jest jedynym w Polsce wydawnictwem Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami www.vdmfk.com. Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami www.vdmfk.com. Promocja twórczości artystów polega na rozprowadzaniu ich prac w postaci kart świątecznych i okolicznościowych oraz kalendarzy poprzez direct mailing (bezpośrednia przesyłka pocztowa) do mieszkańców naszego kraju. W chwili kiedy powstał Związek zrzeszający artystów malujących ustami i nogami, znany był slogan: "NIE PROSIMY O LITOŚĆ". Jest on związany z miejscem niekonwencjonalnych artystów w dzisiejszej kulturze, a właściwie w sztuce, której kształt współtworzą wraz z innymi artystami na przestrzeni dziesięcioleci. Stworzenie organizacji z dość niezwykłymi osobowościami i zarazem posiadającymi dość nieprzeciętne umiejętności i zdolności, umożliwiło wspieranie rozwoju artystycznego osób, które pomimo niepełnosprawności zapragnęły tworzyć trzymając pędzel w ustach bądź stopach. Pojawiła się zarazem nie spotykana dotąd możliwość sprzedaży ich prac. Związek, zajmując się rozprowadzaniem obrazów, zapewnił tym samym niepełnosprawnym artystom podstawowe warunki, które umożliwiły swobodny rozwój i dały szansę na samodzielność. Wydawnictwo zajmuje się również organizowaniem wystaw i plenerów malarskich, Polską grupę tworzy 24 artystów malujących ustami lub stopą, którzy pochodzą z Tworzone przez artystów malujących ustami i nogami obrazy nie są przykrywką dla działań dobroczynnych na rzecz artystów. Władze przyjmują do Związku jedynie artystów, którzy prezentują odpowiedni poziom artystyczny. Liczy się przede wszystkim talent i jakość prac. Niepełnosprawność jest sprawą drugorzędną. Jedynie takie założenia pozwoliły wprowadzić tego rodzaju twórczość na międzynarodowy rynek sztuki. Nabycie prawa do reprodukcji obrazów artystów malujących ustami i nogami umożliwia Związkowi rozprowadzanie tych prac na kartkach pocztowych i kalendarzach. Natomiast oryginały są sprzedawane m.in. na aukcjach organizowanych w różnych krajach na całym świecie. różnych stron Polski. Wydawnictwo "AMUN" Sp. z o.o. nie jest instytucją charytatywną.
Ludzie kupowali te pocztówki po to, żeby pomagać. AMUN wykorzystywał jednak płaszczyznę emocjonalnego stosunku do osób niepełnosprawnych – uważa Janusz Trzciński, dyrektor generalny PFRON. Dobrze więc wiedzieć – nie stępiając oczywiście własnej wrażliwości – że czym innym jest instytucja dobroczynna, a czym innym organizacja gospodarcza: prężne wydawnictwo dbające i o dochody stowarzyszenia, do którego należy, i o zarobki zatrudnianych twórców ZAWÓD -MALOWANIE USTAMI LUN NOGAMI Zawód: artysta niepełnosprawny Nie proszę o litość, lecz o prawo do współistnienia ..............Piotr Pawłowski, prezes Zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, redaktor naczelny magazynu dla niepełnosprawnych "Integracja" ............Z wielkim zainteresowaniem, ale i ogromnym niepokojem przeczytałem artykuł Bartłomieja Kurasia w Gazecie Wyborczej pt. "Zarabiają miliony na niepełnosprawnych artystach", na temat działalności Wydawnictwa AMUN sp. z o.o. Ponieważ sam jestem artystą malującym ustami, a ponadto w artykule pojawił się wątek Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, które prowadzę od blisko dziesięciu lat, pozwalam sobie zabrać głos w tej sprawie. ...........Na początku chciałbym wyjaśnić, że Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji nie jest powiązane w żaden formalny sposób z Wydawnictwem Artystów Malujących Ustami i Nogami oraz nigdy nie współpracowało z nim w zakresie, który wiązałby się z osiąganiem korzyści majątkowych przez Stowarzyszenie. Jako instytucja niezależna nie jesteśmy też w stanie zweryfikować jak działa wydawnictwo. Jesteśmy jedynie w stanie potwierdzić, że 24 polskich artystów zrzeszonych w Światowym Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami otrzymują z Liechtensteinu comiesięczne stypendia na rozwój swoich artystycznych umiejętności. Dla większości z nich pieniądze te są jedynym sposobem utrzymania (wszyscy artyści posiadają znaczny stopień niepełnosprawności). ...........Polska nigdy nie była krajem "mlekiem i miodem płynącym" dla swoich obywateli, a w szczególności dla tych niepełnosprawnych. Mimo to, nie potrafiłbym żyć w żadnym innym, cywilizowanym socjalnie kraju Unii Europejskiej lub w USA. Moja pełnosprawna dusza jest bowiem tak polska, jak mój niepełnosprawny życiorys. Był lipiec 1982 roku. Miałem 16 lat i całe życie przed sobą. Niestety, skoczyłem do wody "na główkę". Od tamtego czasu jestem osobą całkowicie sparaliżowaną. Przez pierwsze lata po wypadku nadal nie chciałem uwierzyć w to co się stało. Nie mogłem zrozumieć, że nigdy nie będę już aktywny fizycznie, nigdy nie zagram w ukochanego "kosza". Byłem obolały, rozgoryczony, załamany. Byłem bezradny wobec własnej niepełnosprawności i otaczających mnie barier. ................Siedziałem w domu i bez powodzenia szukałem pomysłu na życie, do momentu, kiedy wziąłem długopis w usta i zacząłem samodzielnie pisać. Wreszcie mogłem samodzielnie napisać list do dziewczyny bez jakichkolwiek pośredników. Z nadmiaru wolnego czasu zacząłem też malować. Nie przypuszczałem, że to co maluję, może się komuś spodobać. Później ktoś powiedział mi o istnieniu Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami w Lichteinsteinie, które założył - blisko pół wieku temu - Niemiec bez rąk Erich Stegmann. Wraz z malującymi w ten sam sposób przyjaciółmi zaczęli sprzedawać swoje obrazy, by móc się z tego utrzymywać. Kierowali się ideą - "Nie prosimy o litość". Bez większej nadziei wysłałem tam swoje prace i ku mojemu zaskoczeniu zostałem przyjęty. Mając 25 lat stałem się niezależny finansowo, gdyż w zamian za prace wysyłane do siedziby Związku otrzymywałem miesięczne stypendium. Byłem z siebie dumny! Pomimo mojej całkowitej niesprawności zdobyłem źródło utrzymania. Wreszcie przestałem być ciężarem dla moich rodziców. ............Fakt ten dodał mi sił, pozwolił śmielej spojrzeć na siebie i swoje możliwości. Rozpocząłem studia na dwóch kierunkach, pokonując codziennie nafaszerowaną barierami architektonicznymi i mentalnymi rzeczywistość wokół mnie. Tak bardzo chciałem ją zmieniać, że stworzyłem we własnym mieszkaniu kilkustronicowy magazyn dla niepełnosprawnych. Nazwałem go "Integracja". Od tego momentu mija 10 lat. Po drodze spotkałem wielu dobrych ludzi, dzięki którym "Integracja" jest dziś kolorowym, profesjonalnie wydawanym, prawie stu stronicowym magazynem o nakładzie 15 tys egzemplarzy. ........Integracja" dała mi skrzydła, czułem, że mogę zrobić coś jeszcze. Zdecydowałem się założyć Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji. Mając środki na życie, szukałem funduszy na programy i akcje Stowarzyszenia oraz na wynagrodzenia dla pracowników, bez których funkcjonowanie Stowarzyszenia byłoby niemożliwe. Byli moimi rękami i nogami. Za główny cel postawiłem sobie realizowanie w Polsce idei integracji społecznej osób niepełnosprawnych i sprawnych jako normalności we wszystkich aspektach i relacjach życia społecznego. W tym celu "Integracja" podjęła się szeregu działań i inicjatyw - prowadzimy centrum informacyjne, kampanie społeczne oraz edukacyjne, wydajemy magazyn "Integracja", książki, przewodniki i broszury, a także stworzyliśmy portal www.niepelnosprawni.pl, programy radiowe i telewizyjne, organizujemy konferencje, spotkania oraz wystawy. ............Naszym celem stała się także aktywizacja osób niepełnosprawnych. Ja sam skończyłem studia, zacząłem doktorat, ożeniłem się i poświęciłem cały mój czas oraz wszystkie siły na walkę ze stereotypami i barierami. Zawsze chciałem i nadal będę dążyć, by niepełnosprawni poprzez pracę stali się równoprawnymi członkami naszego społeczeństwa, żeby zastąpili niehumanitarne renty pensjami pozwalającymi godnie żyć. ...........Z okazji obchodów Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych w grudniu 2003 roku Stowarzyszenie zorganizowało miedzy innymi Międzynarodową Wystawę Artystów Malujących Ustami i Nogami "Sztuka bez barier" w Muzeum Narodowym w Warszawie. Oprócz polskich artystów, zaprezentowani zostali również artyści z innych krajów. Wystawę cieszyła się wielkim powodzeniem - odwiedziło ją ok. 26 tys. osób. Wiele osób inaczej spojrzało na osoby niepełnosprawne - nie jak na osoby bezradne i wymagające pomocy, ale aktywne i samodzielne. Temu niezwykle ważnemu wydarzeniu patronowała Pani Jolanta Kwaśniewska. .............Cieszę się, że wystawa "Sztuka bez barier" pokazała inny, niż wszechobecny w mediach, wizerunek osób niepełnosprawnych, które pomimo różnych ograniczeń potrafią pokonać bariery i dzięki swojemu uporowi oraz ciężkiej pracy potrafią być aktywni i samodzielnie funkcjonować. Dołożę też wszelkich starań, aby promować w naszym społeczeństwie wizerunek osoby niepełnosprawnej aktywnej zawodowo. Malowanie ustami i nogami jest zawodem. Z całą pewnością nie jest charytatywą. Źródło: Gazeta Wyborcza, 2 kwietnia 2004 r. ---------------------------- Głos we własnej sprawie http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/11716?print_doc_id=8101 "Zarabiają miliony na niepełnosprawnych artystach" i "Malowane współczucie" - artykuły pod takimi tytułami ukazały się w marcu w "Gazecie Wyborczej". Autor próbował wykazać, że pieniądze, jakie wielu Polaków płaci za kartki rozprowadzane przez wydawnictwo AMUN Sp. z o.o., działające na rzecz artystów malujących ustami i nogami, zasilają prywatne konta za granicą, a w minimalnej części trafiają do kieszeni niepełnosprawnych. Artykuł wywołał duże poruszenie, zwłaszcza na dyskusyjnych stronach internetowych, gdzie wielu ludzi deklarowało, że przestaje kupować kartki niepełnosprawnych artystów. Największym zaskoczeniem dla samych artystów było to, że w opisywanej sprawie, mimo że bezpośrednio dotyczyła twórców niepełnosprawnych, nie zapytano ich o zdanie ani nie zwrócono się do nich po komentarz. "Integracja" umożliwiła im wypowiedzenie się w sprawie, która ich dotyczy. Ireneusz Betlewicz: - Jeśli dziennikarz staje w obronie jakichś ludzi, to najpierw powinien ich zapytać, czy faktycznie czują się pokrzywdzeni i wykorzystywani. A on tego podstawowego dziennikarskiego obowiązku nie dopełnił - w ogóle nie zapytał nas o zdanie. Potraktował nas jak ludzi upośledzonych umysłowo, których nie trzeba o nic pytać, bo gdzieś tam sobie siedzą w jakiejś manufakturze, a AMUN robi na nich kasę i daje im lizaki. Jolanta Borek-Unikowska: - Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami zatroszczył się o nas jak nikt wcześniej, płaci za reprodukcje, udziela stypendiów, organizuje wystawy i plenery. Jeśli ktoś nas w tej sprawie wykorzystał, to ten pan, który w ogóle nie zapytał o nasze zdanie ani o zgodę, czy może nas w tej sprawie reprezentować. Byłam tym artykułem bardzo zdenerwowana, pomyślałam, że to niemożliwe, aby nic w Polsce się nie zmieniło i wciąż pisano w starym stylu: niech niepełnosprawni przymierają głodem, byle tylko nie oddać kapitaliście z Zachodu jednego euro. Stanisław Kmiecik: - Wydawnictwo od początku jest firmą międzynarodową. Wiemy, że pieniądze wędrują najpierw do Liechtensteinu, a tam później są rozdzielane jako stypendia dla wszystkich artystów, bo w Liechtensteinie jest centrala firmy, a w poszczególnych krajach jego oddziały. I jaka tu jest afera? My pieniądze dostajemy i nie są to żadne grosze. Ireneusz Betlewicz: - Rozmawiałem z autorem artykułu kilka dni po publikacji i powiedział mi, że tak naprawdę to nie występował w mojej obronie i w obronie niepełnosprawnych, ale w obronie ludzi, którzy kupują nasze kartki. Czyli, że ludzie którzy je kupują są oszukiwani. Z jego argumentacji wynikało, że ludzie za otrzymane kartki dają po prostu jakieś datki dla niepełnosprawnych, a nie, że płacą nam za towar, który im dostarczamy. AMUN przecież nie wysyła pustych kopert, lecz kartki, które są towarem. A za towar bierze się pieniądze. Przy kartkach zawsze jest podana cena. Jeśli ludziom towar się podoba, to biorą go i za niego płacą. Taka jest kolejność. Przy wysyłanych kartkach jest także napisane, że ich zakup nie jest obowiązkowy. Krzysztof Kosowski: - Nasze kartki z Polski są również sprzedawane w innych krajach, a u nas kartki twórców z tamtych krajów. Tak to działa. Autor nie zadał sobie trudu, aby poznać schemat organizacyjny światowego AMUN, tylko zrobił sensację. I, niestety, nam zaszkodził. Jadwiga Markur: - My nie prosimy o jałmużnę i nie mówimy: "Dajcie nam pieniądze". My na nie pracujemy. I to ciężko. Żeby namalować obraz nogą albo ustami, trzeba naprawdę dobrze się napracować. Dajemy więc swoją pracę, swoje obrazy, z których są reprodukowane kartki. Poza tym dajemy nie tylko towar, ale także radość, bo wiemy, że nasze kartki wielu ludziom bardzo się podobają. Nie płacą więc, jak to zasugerował autor artykułu, z litości, na kalectwo. Jeśli będę chciała litości, to przestanę malować, zacznę płakać i pójdę do opieki społecznej. Poza tym są osoby, które otrzymują nasze kartki, lecz ich nie kupują. Nikt ich za to do sądu nie ciągnie ani nie nakazuje im zwrócić kartek. Ireneusz Betlewicz: - Współpracujemy z wydawnictwem z własnej woli, na ustalonych od początku zasadach, które wszystkim odpowiadają. Mało tego, dzięki współpracy możemy mieć godziwe życie i nadal poświęcać się twórczości. Gdy siedzieliśmy bezczynnie w domach, to było źle, gdy sami próbujemy brać życie w swoje ręce, to okazuje się, że też jest źle. Komuś najwidoczniej coś się pomyliło. Jolanta Borek-Unikowska: - Ja dzięki temu, że zostałam członkiem światowego związku artystów niepełnosprawnych po raz pierwszy po dwunastu latach siedzenia w domu nawiązałam kontakty z ludźmi i wyjechałam z mojej miejscowości. Malowanie dało mi nie tylko przyjemność i pieniądze na życie, ale także satysfakcję, że jestem komuś potrzebna. Poczułam, że jestem pełnowartościowym człowiekiem. A teraz obawiam się, że wrócę do tego, co miałam przedtem - czyli do wegetacji. Katarzyna Warachim: - Autor artykułu powinien się cieszyć, że 24 osoby nie obciążają dodatkowo państwa, tylko radzą sobie same. A zysk mają dwie strony - my i wydawnictwo. Nam nie przeszkadza, że AMUN zarabia. Przecież każda firma, zatrudniając pracownika, czerpie zyski z jego pracy. Ważne jest to, czy pracownik jest zadowolony z pracy i z zapłaty. A my jesteśmy. Krzysztof Kosowski: - Nie rozumiem, jak ogólnopolski dziennik mógł dopuścić do publikacji tak nierzetelnego materiału? Rozumiem, że małej lokalnej gazecie może się coś takiego przytrafić, ale nie największemu dziennikowi? Dziennikarz nie sprawdził wielu informacji. Katarzyna Warachim: - To, że artykuł pojawił się tuż przed Świętami Wielkanocnymi, kiedy wysyłane są nasze kartki, nie jest przypadkowe. Straty są nieodwracalne, nawet jeśli pojawią się sprostowania. Dziennikarz zrobił nam niedźwiedzią przysługę. Stanisław Kmiecik: - Malujący niepełnosprawni artyści ze swoimi kartkami są konkurencją dla innych wydawnictw. Biznes to biznes, a wtedy bez skrupułów stosuje się chwyty poniżej pasa. Wysłuchał: Piotr Stanisławski ----------------------------------------------------------------- List do Jolanty Kwasniewskiej wystosowany przez Floriana Stegmanna, wnuka założyciela Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami z Lichtensteinu......................Grünwald, 29 marca 2004 r. Szanowna Pani! W związku z niepochlebnymi publikacjami, które ukazały się w polskich gazetach na temat Stowarzyszenia AMUN, chciałbym podać Państwu pewne informacje. Jak Państwo wiedzą, mój dziadek Erich Stegmann, który w wieku 2. lat zachorował na chorobę Heinego-Medina i od tego czasu stracił władzę w rękach, założył w 1956 roku to Stowarzyszenie. Niniejszym wysyłam książkę (w angielskiej wersji językowej) opisującą jego historię jako artysty malującego ustami. Nie chciał żadnej litości i nie chciał być traktowany jako outsider. W czasach, kiedy zakładał tę organizację dla swoich niepełnosprawnych kolegów, nie było prostą sprawą zapewnienie im godnego życia. Osoby te, często z poważnymi niepełnosprawnościami, odnalazły sens życia w malarstwie. W roku 1956 siedemnastu artystów malujących ustami i nogami założyło spółkę z siedzibą w Liechtensteinie. Pierwszym dożywotnim prezesem był Erich Stegmann. Dzisiaj, prawie 50 lat później, na całym Świecie działa ponad 600 artystów. Ponieważ artyści z powodu swojej niepełnosprawności nie są w stanie zająć się sprzedażą swoich prac, zostały utworzone wydawnictwa, które się tym zajęły. W Polsce jest to wydawnictwo AMUN z siedzibą w Raciborzu. Posiada ono prawa do wykonywania reprodukcji dzieł artystów. Wydawnictwo sprzedaje kartki świąteczne i kalendarze. W oparciu o wieloletnie badania rynku dystrybucja odbywa się wyłącznie drogą pocztową. Polskie wydawnictwo wnosi rokrocznie 25-procentowy udział w dochodach całego stowarzyszenia (w Liechtensteinie). Z tych środków każdemu artyście na podstawie zawartej z nim umowy przekazywane są ustalone środki. Stowarzyszenie jest także rodzajem zabezpieczenia, które wymaga istnienia funduszu, dzięki któremu nawet w najcięższych czasach stowarzyszenie będzie mogło wypełniać swoje zobowiązania wobec artystów. Jeszcze kilka uwag na temat zasad działania stowarzyszenia: Zrzeszeni artyści wybierają podczas konwentu delegatów swój zarząd. Delegaci na tym konwencie radzą i decydują na temat wszystkich spraw organizacyjnych. Z wyłączeniem radców prawnych wszyscy członkowie konwentu delegatów są niepełnosprawnymi artystami. Zarząd składa się maksymalnie z siedmiu osób. Przewodniczący zarządu jest jednocześnie prezesem stowarzyszenia i musi być uznanym na świecie artystą malującym nogami lub ustami. Spotkania zarządu odbywają się co najmniej dwa razy w roku. Propozycje, wnioski i decyzje zarządu muszą zostać zatwierdzone przez konwent delegatów. Zatem wszystko odbywa się zgodnie z prawem i demokratycznie. Radca prawny, Dr. Batliner jest od momentu założenia stowarzyszenia odpowiedzialny za kwestie prawne. On sam zawsze lojalnie doradzał mojemu dziadkowi i mogę jedynie stwierdzić, że się bardzo zaangażował w propagowanie idei mojego dziadka. Dzięki jego wpływowi stowarzyszenie wyjątkowo dobrze prosperuje i ma dobre widoki na przyszłość. Chciałbym serdecznie podziękować Pani za dotychczasowe zaangażowanie i zrozumienie problemów osób niepełnosprawnych w imieniu wszystkich polskich artystów malujących ustami i nogami. Z poważaniem Florian Stegmann .... ALE ...KTO CZERPIE ZYSKI W RACIBORZU????????????????????????????????????//nieuczciwość szkodzi idei i zniechęca do pomagania
Po publikacji artykułu w "Gazecie" dzwolnili do nas ludzie z całej Polski - mówi Janusz Smaga, prokurator rejonowy w Raciborzu. - Jednak procedury wymagają, by zgłoszenie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożyć nie telefonicznie, a na piśmie. Takich zgłoszeń odebraliśmy kilka i wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające, a następnie dochodzenie. Także do "Gazety" zgłosili się oburzeni czytelnicy, którzy regularnie wpłacali pieniądze na konto AMUN. - Wiedziony przesłaniem o dobroczynnej działalności AMUN-a przekazałem im, bez kupowania kartek, dużą darowiznę - relacjonuje Robert z Raciborza. - Urząd Skarbowy podczas kontroli wykazał, że nie mam prawa do odliczenia darowizny, ponieważ AMUN to komercyjna firma. "Gazeta" dotarła do sprawozdania z działalności firmy, w którym Dorota Bakaj - dyrektor wydawnictwa - ubolewa, że wielu niezamożnych rezygnuje z wpłat na rzecz firmy: "18-procentowe bezrobocie i nam daje się we znaki. Bardzo dużo osób rezygnuje z otrzymania naszych ofert ponieważ stracili pracę lub otrzymują bardzo niską rentę, czy emeryturę." Udało nam się ustalić, że Dorota Bakaj zysk, którego nie chce ujawnić, czerpie nie tylko z pracy w wydawnictwie. W 1998 r. AMUN wynajął w Raciborzu na 10 lat prawie 140-metrowe mieszkanie od ... państwa Doroty i Zygmunta Bakajów. Działalność wydawnictwa "Gazeta" opisała przed miesiącem. Od 10 lat kilkaset tysięcy osób w Polsce wpłaca na konto wydawnictwa "AMUN" - sp. z o. o. - miliony złotych za przesyłane im kartki świąteczne. Pieniądze trafiają do Lichtensteinu. Wydawnictwo zatrudnia sześć zupełnie zdrowych osób. W 2001 r. przychody firmy przekroczyły już 15 mln zł, a zysk netto wyniósł ponad 4 mln zł. AMUN utrzymuje z tego garstkę niepełnosprawnych artystów (23 osoby), którzy jak twierdzi wydawnictwo otrzymują z Lichtensteinu stypendia .. Setki tysięcy rodzin w Polsce wpłaca co roku miliony złotych na konto firmy AMUN - Wydawnictwa Artystów Malujących Ustami i Nogami. Są przekonani, że kartki świąteczne wspierają kalekich twórców Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia komplet - złożony z sześciu kartek, dwóch arkuszy bilecików do prezentów i kalendarza - wydawnictwo AMUN wyceniło na 23,5 zł. Podobnie teraz, na Wielkanoc. Do przesyłek, które właśnie trafiają do setek tysięcy domów i firm w całej Polsce, dołączone są gotowe przekazy pocztowe. Większość z nich jest wypełniana przez adresatów i zasila konto wydawnictwa, a dokładniej firmy - AMUN spółki z o.o. W listach dołączanych do przesyłek firma zapewnia, że reprezentuje osoby potrzebujące pomocy. Reprodukcje namalowanych przez nie obrazów zamieszcza na kartkach świątecznych. - Taką kartkę wysłałem do znajomej we Francji - mówi pan Zbigniew, który zadzwonił do "Gazety". - Odesłała mi identyczną. I napisała, że we Francji jest już głośno o tym wydawnictwie, bo większość zysków ze sprzedaży zamiast do osób niepełnosprawnych trafia na prywatne konto. ...Pojechałem na Śląsk. Wydawnictwo mieści się w kilku pokojach starej kamienicy w Raciborzu. Zatrudnia sześć zupełnie zdrowych osób. Stylowe wnętrza odnowione na wysoki połysk. Dorota Bakaj, dyrektor wydawnictwa, na rozmowę zgadza się niezbyt chętnie. - Przed 1993 r. byłam nauczycielką w jednej z raciborskich podstawówek. Znam trochę języki obce, przed dziesięcioma laty zwrócono się do mnie z taką propozycją z Zachodu - mówi. - Takie wydawnictwa jak nasze od lat już tam istnieją. Wszędzie niepełnosprawni artyści otrzymują stypendia. Ale nie mogę zdradzić w jakiej wysokości. Główna siedziba wszystkich wydawnictw jest w Liechtensteinie. - Dlaczego w Liechtensteinie? - Bo tam nie trzeba płacić wysokich podatków. O powiązaniach AMUN z organizacją w Niemczech nie chce mówić. Ile firma przynosi dochodu? To tajemnica handlowa. Sprawdziłem wyniki finansowe wydawnictwa raciborskiej spółki. Ta mała firma od lat wykazuje wielomilionowe zyski. W 1999 r. przychody ze sprzedaży kartek wyniosły ponad 10 mln zł. Na czysto AMUN zarobiło ponad 3 mln zł. W 2001 r. przychody przekroczyły już 15 mln zł, a zysk netto 4 mln zł. W 2002 r. do swoich stałych klientów wydawnictwo zaliczyło już 440 tys. osób, ale kartki wysłało do kolejnych 200 tys. osób. Z wielomilionowych przychodów ze sprzedaży kartek ich kalecy autorzy mają jednak niewiele. W ostatnich latach wydawnictwo przeznaczało na garstkę malujących ustami i nogami (22 osoby) od 140 tys. do 180 tys. zł rocznie w ramach tzw. Funduszu Rehabilitacyjnego. Na jedną osobę przypadało więc około 7 tys. zł rocznie. Ale nawet ta kwota nie trafiła do nich. Z tych pieniędzy organizowane były m.in. wyjazdowe plenery, gdzie powstają kolejne obrazy, których reprodukcje są dystrybuowane w całej Polsce. ....................................................... Malarstwo - sposób na życie Praktycznie cały wielomilionowy zysk jest przekazywany jako dywidenda do Niemiec. Główna siedziba firmy, należącej do rodziny Batlinerów, mieści się w Liechtensteinie. Zarządzający jej finansami Herbert Batliner to jeden z najbogatszych ludzi w Liechtensteinie. Na kluczowych stanowiskach w firmie umieścił swych bliskich. Polskie kartki są dystrybuowane także w Europie Zachodniej. Z informacji opublikowanych w zachodniej prasie - m.in. w niemieckim "Sternie" - wiadomo, że francuskie wydawnictwo zarabia rocznie na wysyłkowej sprzedaży kartek świątecznych ok. 5 mln euro, włoskie z siedzibą w Weronie - ok. 2,5 mln euro. Przez ostatnich dziesięć lat AMUN wyrobiło sobie w Polsce markę organizacji pomagającej potrzebującym. Od grudnia 2003 r. do lutego 2004 r. zorganizowało w Muzeum Narodowym w Warszawie wystawę malujących ustami i nogami artystów Wszystko po to, by zdobyć wiarygodność wśród swoich klientów. - Mamy swoje znajomości, które pomogły nam dotrzeć do Muzeum Narodowego - Dorota Bakaj i z dumą pokazuje najnowszy katalog wydawnictwa opatrzony słowem wstępnym Jolanty Kwaśniewskiej. - To pomaga nam się rozwija......Bartłomiej Kuraś 25-03-2004 .......http://www.obpon.org/?url=art&id=1903 .....................
.https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2065637.html kontrowersje - nie wiadomo co lepsze -ochłapy czy nic

niedziela, 18 kwietnia 2004

the MAZE Passion of Christ series wiliam kurelek profesjonalne art schizofrenia 1927-1977

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca
William Kurelek 1927-1977 The Maze Osoby z formalnym wykształceniem artystycznym, a także uznani artyści nie są odporni na choroby psychiczne i mogą również zostać zinstytucjonalizowani. Na przykład William Kurelek ,William Kurelek, CM (March 3, 1927 – November 3, 1977) was a Canadian artist and writer. His work was influenced by his childhood on the prairies, his Ukrainian-Canadian roots, his struggles with mental illness, and his conversion to Roman Catholicism. His father, Dmytro Kurelek, was born in Boriwtsi, Bukovina. Mary Huculak, his mother, was born in Canada, and received her elementary education in a local rural school. Her family had come with the first wave of Ukrainian immigration to Canada and was also from Boriwtsi. Dmytro and Mary were cousins. Dmytro arrived to work on the Huculak farm early in 1923. The couple married in the summer of 1925, his mother not quite nineteen at the time.William Kurelek was born near Whitford, Alberta in 1927, the oldest of seven children in a Ukrainian immigrant family: Bill, John, Winn, Nancy, Sandy, Paul, Iris. His family lost their grain farm during the Great Depression and moved to a six-hundred-acre former dairy farm near Stonewall, Manitoba, around 1933.[3] A cousin let the family off from his wagon at the gate of their new farm in pitch darkness... The back of their farm bordered on the bog, today Oak Hammock Marsh. Some of his paintings in the books A prairie boy's summer, and A prairie boy's winter, depict Kurelek and other children in the setting of the bogland.[6] Treelines along the horizon recorded by him in these paintings are still recognizable in the area. "Victoria School could be seen from our milkhouse a mile away." It was the one-room schoolhouse that Kurelek and his brother, John, attended. When about to enter high school, their father announced that they would do so in Winnipeg, where he purchased a house on Burrows Ave., seeing this as the economically wiser course than throwing money away on rent.
x Weekends, food was brought in by their parents from the farm to help offset the cost of living in the city. Eventually, their sister Winnie joined her brothers. They attended Isaac Newton High School a few blocks away. Kurelek was at the top of his class in German, and did well in all the other subjects. Just around the corner from the house was St. Mary The Protectoress Ukrainian Orthodox church where he attended Ukrainian school, and found a very positive father figure in Rev. P. Majewsk Kurelek graduated from high school in 1946, and enrolled in the fall of that year in the Arts General Course at the University of Manitoba, graduating with his degree in May 1949By this time the family farm had been sold and his father had moved the family to Vinemount, Ontario near Hamilton. Kurelek had developed an early interest in art,
.. which was not encouraged by his hard-working parents. Despite this, he enrolled at the Ontario College of Art in Toronto. His explanation to his father was that there was money to be made in commercial art. In fact, he had no intention of going into commercial art. During this time, he worked at odd jobs to support himself, such as at a carwash on University Ave. At the OCA, he found himself to be the only student with a university degree. Here, he studied the great contemporary Mexican artists: Diego Rivera, David Alfaro Siqueiros, José Clemente Orozco. His innate appeal and love of murals may have originated in his boyhood, when in his absence his father ventured one day upstairs and into his son's room to discover, much to his horror, the walls covered in unseemly illustrations.

[15] Kurelek's friends at the OCA told him about a School of Fine Arts in San Miguel, Mexico, which might grant him a scholarship if he produced something worthwhile.[16] Fired by the thought of studying with one of the great Mexican mural painters, he painted his first self-portrait.[17] Though he studied at the Ontario College of Art in Toronto and at the Instituto Allende in Mexico, he was primarily self-taught from books. Zaporozhian Cossacks, a gift to his father, is the last painting Kurelek did before leaving for Europe for the first time, and shows the influence of the Mexican-....
......ANGLIA By his mid-twenties he had moved to England. In 1952, suffering from clinical depression and emotional problems, he admitted himself into the Maudsley Psychiatric Hospital in London. TERAPIA There he was treated for schizophrenia.[]In his autobiography, Kurelek writes that, leading up to the painting of The Maze, he was growing disillusioned with psychotherapy and was desperate for a cure. Part of the anxiety came from the fear that he would not have enough money to stay much longer, so in his mind, "something [had] to be done." But his main doctor, Dr. Cormier, was unhelpful in his "serenity and aloofness." Kurelek writes, "Just as the protest marchers of today despair of attracting attention by peaceful means, and sometimes set themselves alight with gasoline or do physical damage to property, I decided violence against myself was the only recourse I now had." One evening Kurelek cut his arm, and when he revealed this to Cormier the next day, the doctor inquired into the circumstances but didn't panic.[] After the episode Kurelek was invited back as an inpatient to be treated by a different doctor, Dr. Carstairs, who appears in the film William Kurelek's The Maze. Carstairs provided Kurelek with a room that doubled as a studio where he could paint. Kurelek felt very strongly that he had to justify his being there for the doctors, so he commenced painting The Maze, "depicting all [his] psychic problems in a neat package.......... In hospital he painted, producing The Maze, a dark depiction of his tortured youth.[] His experience in the hospital was documented in the LIFE Science Library book The Mind, published in 1965. At Maudsley, Margaret Smith, Kurelek's occupational therapist would change the course of Kurelek's spiritual life.[] One day, she brought him a book of poems, wrapped in a dust jacket that she had made herself out of a Catholic newspaper. "I was a staunch atheist at the time…," Kurelek recalled, and upon discovering her Catholic faith, teased her about it. Later, he asked her if she was praying for him, and she answered, "Yes, I am." From here, they began to attend church services together.[] He took a correspondence course from the church, and met with Father Edward Holloway,[] a theologian trained at the English College in Rome, who helped him over some final stumbling blocks. In February 1957, Kurelek entered the Roman Catholic Church by a ceremony of conditional baptism. Margaret Smith, and his friend David John, a sculptor who did work for the church, were his godparents.............................
..........................TERAPIA ARTE PSYCHO He was transferred from the Maudsley Hospital to the Netherne Hospital, where he stayed from November 1953 to January 1955, to work with Edward Adamson (1911–1996), a pioneer of art therapy. At Netherne he produced three masterpieces - Where Am I? Who Am I? Why Am I?[27] (donated to the American Visionary Arts Museum by Adamson at its inauguration in 1995), I Spit On Life,] and A Ball of Twine and Other Nonsense.[] In 1984, when the Adamson Collection was exhibited as Selections from the Edward Adamson Collection, at the Art Gallery of Ontario, Adamson donated to the Ontario Psychiatric Association a large pencil drawing by Kurelek of one of the interiors of Netherne Hospital, showing a group of patients at leisure.......................By the end of 1956, Kurelek was working for F.A. Pollak Limited, an elegant framing shop near Buckingham Palace. He worked here for 25 months. Frederick Pollak, an Austrian Jew, who had fled from Germany in the thirties and settled in London in 1938 establishing his shop for the framing and restoration of antiques, had made frames for the Louvre.[26] Framing was an art that dated back to the Renaissance, and a single frame could cost thousands of pounds and require months of work. Pollak's became another school for Kurelek, where he learned the closely guarded secrets of gilding, which eventually found their way into his techniques as a painter. His apprenticeship at Pollak's, building and restoring frames, would serve him in a practical way until a few years before his death. When he returned to Canada in 1959, the Isaacs Gallery in Toronto immediately recognized the skills in framing that he had acquired in Europe. In later years, Avrom Isaacs commented that Kurelek would take more time building a frame than actually painting its canvas. Isaacs became Kurelek's agent for life; it was a business arrangement that remained unwritten. Glimmering Tapers round the Day's Dead Sanctities from 1970 is part of his Nature, Poor Stepdame series, and indicates that he was still building frames for his own paintings though quite renowned as an artist by this time.....................
interpretacja themaze Many have cited Hieronymus Bosch and Pieter Bruegel the Elder as influences for Kurelek's work in general, The Maze specifically.[27] In his account of the painting in his autobiography Someone with Me, Kurelek cites Jonathan Swift as a major influence on the work, as well as Shakespeare. Kurelek writes, "the psychological symbols of The Maze gradually shifted to more spiritual ones. They took on the appearance of Swiftian satire........................CANADA kanada powrot ..........Kurelek's first exhibition at the Isaac's Gallery was from March 26 to April 7, 1960. The show had 20 paintings. Among them, both his self-portraits (1950 and 1957); 3 Trompe-l'œil, paintings of a kind which had won him a place for three years in succession in the Royal Academy Summer Exhibition; Remorse from his hospital period; the Brueghel-like Farm Children's Games in Western Canada,[35] a forerunner of his children's paintings to come; Saw-Sharpener, a look at his days as a lumberjack; When I Have Come Back Home; The Modern Tower of Babel; Behold Man Without God,[36] this last reflecting the beginning of a change in attitude to prayer and the church. Though he was working on his The Passion of Christ According to St. Matthew[ series by this time, none of these religious paintings were included as they would be unsaleable. Canadian poet John Robert Colombo, for whom Kurelek had recently illustrated his first book of poetry, best describes the opening::::::::::::::: "There were a lot of strange looking people, not the usual art crowd. Bill looked terribly out of place at his own opening. He had a reddish complexion and looked like a lumberjack; he looked as if he were in the wrong country, the wrong century, the wrong situation. It didn't look as if he had produced this work!"[] The Isaacs' popular opening nights drew city sophisticates, affecting the bohemian dress of their day. This time they contrasted sharply with Kurelek, his parents, and their Ukrainian friends...............................cd wikipedia później odznaczony Orderem Kanady za twórczość artystyczną, jako młody człowiek został przyjęty do Szpitala Psychiatrycznego Maudsley, gdzie był leczony z powodu schizofrenii . the Maze, Passion of Christ series
W szpitalu namalował, produkując The Maze , mroczny obraz swojej torturowanej młodości . Został przeniesiony z Maudsley do Netherne Hospital od listopada 1953 do stycznia 1955, aby pracować z Edwardem Adamsonem (1911–1996), pionierem arteterapii i twórcą kolekcji Adamson.
the maze - The Maze (Canada, 1953), Gouache on board, 91 × 121 cm, Bethlem Royal Hospital in London"...............I had to impress the hospital staff as being a worthwhile specimen to keep on."[] The Maze was painted in gouache colors. Kurelek describes it as "a painting of the inside of my skull."[] That skull has been split open vertically to reveal various compartments inside. Through the eyes, nose, and mouth we can see the rest of the body lying in a wheat field...............
Inside the skull itself, each compartment holds a scrap of paper, representing a memory or thought. The center compartment, however, holds only a white rat, which represents Kurelek's spirit.] The rat is wound up and inert, having run through the maze of the skull chewing a piece of each scrap of paper and finding it undigestible...The skull in the painting has been opened up by ribbon, to suggest the work of the doctors at the mental hospital, attempting to make a proper diagnosis.
Kurelek depicted the rat spirit as inert, unwilling to leave his prison even though it has been opened up for him. This was Kurelek's way of showing his doctors what their job was. He writes, in his autobiography, "Now clean me out, I challenge you scientists, and put me back together again – a happy, balanced, mature, fulfilled personality. Lift that rat out and unwind him and let him run free! Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art William Kurelek’s autobiographical painting The Maze was painted in 1953, when he was 26 and a patient at Bethlem’s sister hospital The Maudsley. The left hand section contains scenes from his past and present life forming a maze in which a white rat (representing himself) is trapped at the centre. On the right his view of the outside world is depicted Tłumaczenie z języka angielskiego-„Maze” Williama Kurelka to film dokumentalny o życiu znanego kanadyjskiego artysty Williama Kureleka, „dramatycznie opowiedzianego poprzez obrazy i objawienia przed kamerą”. Film dokumentuje zmagania artysty z próbą samobójstwa i coś, co nazwał „kryzysem duchowym. https://museumofthemind.org.uk/learning/the-maze William Kurelek 1927-1977 The Maze galeria kurelka Edward Adamson (1911–1996), pionier arteterapii i twórcą kolekcji Adamso