czwartek, 29 stycznia 2004

Wladysław Grygny Palomar - post mail art listowa obserwacja Księżyca i Gwiazdozbiorów na nIebie, nieśmiertelny

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca
milczący ale mobilny WŁADYSŁAW GRYGNY Palomar
informacja z galerii Pion:
Władysław Grygny urodził się w Nieledwi w 1936 roku. Wyjechał na Śląsk i podjął pracę w kopalni „Kleofas” w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze i pracował na stanowisku technik-elektryk. Rozpoczął studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, jednak nie skończył ich. Interesował się fotografią. Przez jakiś czas podróżował ze znanymi zespołami muzycznymi: “Niebiesko Czarni”, “Trubadurzy”, współpracując z nimi jako akustyk i dokumentując fotograficznie występy. Założył rodzinę, ma dwóch synów. Choroba psychiczna przyczyniła się do rozpadu rodziny. Od rozwodu prowadzi samotny tryb życia. Władysław Grygny nadal mieszka w Chorzowie, utrzymując się z emerytury, całkowicie oddany tworzeniu. Nieznane są prace sprzed 1976 roku, wiadomo jednak, że Grygny tworzył już przed tym rokiem. Od lat 80-tych XX wieku zaczął przywozić swoje prace do Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Pozostawia pliki obrazów, dołączając do nich bilet kolejowy z Chorzowa do Krakowa. Nie podejmuje rozmowy z pracownikami muzeum i odchodzi. Kilku kilometrową odległość od krakowskiego dworca kolejowego do muzeum przebywa pieszo, dźwigając ważące nieraz kilkanaście kilogramów pakunki. ...........Grygny zapisuje myśli w formie listów, które przybierają formę komentarza świata, gry słownej, czy rodzaj manifestu. Tekst często wpisany zostaje w kształt ludzkiej głowy. Tworzy listy- collage, w które wkomponowuje elementy znalezione, fragmenty kopert, starych papierów. Ciekawe miejsce w twórczości Grygnego zajmują także zapisy kosmiczne. Jako podkłady do swoich tekstów stosuje papier nutowy, milimetrowy, kalkę czy kartki papieru z notesu. Co istotne każdy z listów opatrzony jest naklejonym znaczkiem skarbowym i przybitą pieczątką na poczcie. Jest taka powieść Italo Calvino o zapatrzonym w gwiazdy poszukiwaczu sensu. To opowieść o Księżycu i człowieku, który podąża za nim. Podobnie jak Palomar, Władysław Grygny mógłby być jej bohaterem¹. Ja jestem z wykształcenia technik górnik – pisał o sobie Grygny². Urodził się w 1936 roku w Nieledwii. Przez większość swojego życia mieszkał w Chorzowie Batorym. Był elektrykiem w kopalni Kleofas. Jako pasjonat polskiego big beatu jeździł w trasy koncertowe, pracując w ekipach technicznych zespołów Trubadurzy i Niebiesko-Czarni.Od 1969 roku fotografował życie w trasie, które znalazło swój wyraz również w jego zapiskach. Wśród wielu można odnaleźć na przykład taki: pokój z gwarem,z koncertem, bez wynagrodzenia. Blues Hałas, Wieża Babel. Wytwarzał biżuterię, o czym pisał: (…) robiłem pierścionki wraz z perłą, którą osadzałem w złocie. W międzyczasie malował. Nic jednak nie przysłaniało mu konieczności pisania. Sporządzane przez niego notatki zawierają pokaźnych rozmiarów zbiór obserwacji otaczającej go rzeczywistości. Szczególną uwagę skupia fascynacja artysty Księżycem, który zajmuje wyją kowe miejsce w jego twórczości. Kiedy satelita nie był widoczny na niebie, Grygny oczekiwał na jego pojawienie się. Podczas bezsennych nocy zapisywał w swoich notesach niemal każdy najmniejszy ruch na niebie. Oczekiwanie na spotkanie z Księżycem przerodziło się w obsesję wypatrywania i rejestrowania astralnych zjawisk. Tak powstał niekontrolowany zbiór zapisów, notatek,tekstów, komentarzy. Opatrzone prostym, oszczędnym rysunkiem dokumenty stały się istotnym zapisem czasu i świadectwem obecności Grygnego jako elementu nieskończonego Wszechświata. Mały Wóz Duży Wóz tu jest druga cicha Pozytywka Utajona Grygny Władysław -31.X-1.XI.1981 r. godzina 2.00 w Nocy
Notowałem a więc Noc nazywamy Notą Gwiazd a właściwie Gwiazdy i jej Satelity czyli otoczenie Miejsca Ja również jestem badaczem pierwotności i teraźniejszości 7.V.1978. Grygny był doskonałym i uważnym obserwatorem. Obserwował niemal wszystko. Opis prozaicznych przedmiotów był dla niego tak samo ważny, jak historia jego rodziny, czy zjawiska pozaziemskie. Opisywał parę wodną, prąd elektryczny, pracę silnika. Wśród wielu innych fenomenów interesowały go absolutność, nika, ukazującego odwiedzane miasta, miejsca, hotele. Grygny Władysław moje nazwisko Spotkanie wiecznego miasta 12.V.81. I tak czytamy o Cafe Sport w Bytomiu, Kawiarni Delba w Chorzowie, Kryształowej Katowice, Hotelu Silesia w Katowicach, o Hotelu Prezydenckim w Bielsku--Białej i wielu innych. Zapisywał swoje codzienne doświadczanie świata. Opisywał długie spacery w słońcu, kwiaty, lato w Nieledwii czy w Warszawie, tak jak: spacer z Anną na wietrze w niedzielę w Alejach Jerozolimskich dnia 16.06.1978. Jednak najważniejszym zapisem dnia była notatka sporządzona na podstawie obserwacji zjawisk astralnych z Księżycem w roli głównej. Grygny Władysław Gwiazdą być. Dwa życia razem. Gwiazdy artysta poetycko nazywał Gwiazdozdrojami a noc Notą Gwiazd. Dnia 15.IX.78 o godzinie 20:00 nazwał Pełnię Księżyca Absolutnym dziełem sztuki. Pełnia była dla niego również Spełnieniem – zjawiskiem, mającym bezpośredni wpływ na najmniejszy przejaw ziemskiego życia, w tym również relacje społeczne. Pełnia wpływa na urodę niedźwiedzia i człowieka. Doskonałość w pojmowaniu zjawisk oddziaływania na budowę życia na ziemi jak również procesy zachodzące w życiu ziemskim. Wzajemny stosunek bogatych i biednych jest równowagą dlatego proponuję wysłanie dla Bangladeszu jeden statek rybacki z obsługą na łowienie dla nich ryb Oceanów i Mórz Zapisywał, kiedy był nów, skrupulatnie podawał godzinę,
datę i miejsce pojawienia się Księżyca na niebie. Każdą notatkę sygnował swoim nazwiskiem. Zanotował zjawisko dwóch układów planetarnych gwiazd w literze E oraz Y, obecność mgły o zachodzie słońca oraz zniknięcie znaku Księżyca. 23 IX 1981 napisał: Dziś gaśnie znak księżyca -O-C, oraz że Księżyc szedł ze wschodu na Zachód znikał od Zachodu. Dnia 14.XI.1980. W innej notatce czytamy: Księżyc dnia 10 luty 1979, o godzinie 23.00 w Batorym, Księżyc ukazał się nosem od Zachodu. W innym miejscu: Księżyc ukaże się od nowa w dniu 29.II.79 roku od Nowa wieczorem. Dnia 12 II 1979 zaznaczył obecność Gwiazdy Polarnej. Swój emocjonalny stosunek do ciał niebieskich wyraził w zapisie: Ja te gwiazdy oglądałem w Nieledwii w 1947-1948-1949-1950-1951 roku, byłem nimi zachwycony. Zachwalałem to mojej babci Franciszce Grygny. Niejednokrotnie obserwował Mały Wóz i Wielki Wóz, określając je jako Psa i Człowieka. Wśród notatek pojawiają się także opisy wynalazków, umożliwiających podróżowanie w kosmicznej czasoprzestrzeni: Aby zdobyć Księżyc należy zbudować pojazd ze wszystkich pierwiastków +3 – Słońca – Księżyca i Ziemi, Grygny. Podobnie jak Palomar, bohater książki Calvino, Grygny widział zależność między ziemskim istnieniem człowieka i kosmosem. W tej zależności wyraźnie rysuje się źródło fantazmatu, który często wysuwa się na pierwszy plan enigmatycznych wypowiedzi: Pełne zaćmienie Księżyca Dnia 16.09.78. To jest związane z układem krążenia i oddychaniem człowieka. Ozyrys – Grygny; czy też zapis: księżyc, jego stadium schodzenia do Hadesu to jest pełni do ciemności. GRYGNY WŁADYSŁAW BYŁEM TU W pracach Grygnego uderza przede wszystkim spójny i konsekwentny system, który wyraża wizję artysty. Części składowe tego porządku stanowią: wybór miejsca punktu obserwacyjnego, wybór obserwowanych obiektów i zjawisk oraz sposób zbierania i zapisywania danych. System ten wskazuje na obsesyjną naturę obserwującego podmiotu. Kompulsywność działań Grygnego przejawiała się także w kolejnych czynnościach wieńczących niemal każdą notację. Artysta nadawał swoim zapisom rangę dokumentu za pomocą znaczka Urzędu Skarbowego oraz pieczęci Urzędu Pocztowego w Chorzowie. Tym dowodom poświadczającym prawdziwość poczynionych obserwacji towarzyszy adnotacja dotycząca miejsca i czasu oraz nieodłączny podpis artysty. Odwołując się do dwóch państwowych instytucji, Grygny dokonywał symbolicznej publikacji swoich osiągnięć. Pisał: Opublikowane Władysław – Grygny 22.08.1978. Chorzów. Wolności 21. Inny zapis z dnia 26.11.79 odsłania troskę artysty o własne dzieło: Zeszyt opłacony Opłatą Skarbową xx nie ma prawa zginąć. Ciekawy jest zapis dotyczący samych notatek, który ujawnia konceptualny wymiar twórczości Grygnego. Myśląc o swoich tekstach pisał:
Nie jest to jeszcze malarstwo gdyż to zapisuje od 15.I.1973. Są to podstawy pod obraz co zwie się sztalugowe Grygny 1979 Mnie się wydaje, ze każdy może mieć swój styl. Powyższy zapis ujawnia dążenia artysty w obszarze sztuki, którego istotną częścią było dla niego malarstwo. Szukał uznania. Chciał, żeby jego malarstwo było oglądane i podziwiane. Wygląda na to, że był to główny cel jego licznych podróży do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, które odbywał od lat 80. XX wieku. Stały się one częścią rytuału, który obejmował pakowanie pokaźnych rozmiarów zwoju jego obrazów i zapisanych kartek, pokonanie odległości między Chorzowem i Krakowem koleją i dostarczenie paczki bez żadnych wyjaśnień. Za każdym razem dołączał do niecodziennej przesyłki bilet kolejowy poświadczający odbytą podróż. Nie prowadząc z nikim rozmowy odchodził z przeświadczeniem, że Muzeum Etnograficzne w Krakowie zasługuje na przechowywanie śladów jego twórczości. Ten niecodzienny przejaw troski o swoje prace nie zatarł outsiderskiej natury artysty. Spisany przez Grygnego jeszcze w latach 70. postulat: Stop władza kulturalna… i zawsze będzie Niedziela Dnia Siódmego 16.01.78, dopełniony aktem muzealnej donacji są wyrazem poczucia własnej wartości. Rytuały i obsesyjny charakter zapisów Grygnego przypominają twórczość innego outsidera – Zdenka Koska4. Kosek również malował obrazy i szukał uznania jako malarz. Jednak prawdziwe zdumienie budziły jego enigmatyczne zapisy i skomplikowane diagramy, rozrysowane w znanym tylko mu systemie. Tak jak Grygny, Kosek był obserwatorem nieba. Odnotowywał wszelkie zmiany pogody i zjawiska atmosferyczne. Mówił, że każdy deszcz, każda burza i najmniejszy ruch niebieskich ciał podlegają jego woli ukonstytuowanej w zapisanym słowie i rozrysowanych diagramach. Prace Grygnego silnie rezonują także z twórczością amerykańskiego outsidera – Johna Urho Kempa5. Na podstawie obserwacji nieba i zjawisk astralnych Kemp budował systemy fantazmatycznych diagramów – niebiańskich bram, przejść do pozaziemskich światów. Filozoficzno-geometryczne notatki Grygnego, demiurgiczne zapisy Koska, liczbowe systemy przejść Kempa zdają się podważać paradygmaty powszechnie przyjętych norm i praw. Czym zatem były dla samego Grygnego sterty zapisanych kartek, notesów, zeszytów, notatników, pięcio liniowych „partytur”? Czytając teksty artysty jesteśmy w stanie poznać zaledwie drobny fragment jego niecodziennej osobowości. Sposób jego postrzegania i pojmowania świata zdaje się wymykać utartym schematom i konwencjom. Dostrzegamy tu poczucie wyjątkowości, które ilustrują słowa: Grygny portret z resztą świata dopełnienie reszty, podkreślające relację jednostki wobec ogółu. Wyjątkowość w przypadku Grygnego może wyrażać się szczególnym rodzajem znakowania, charakterystycznym tylko i wyłącznie dla osoby artysty. Każdy zapisany skrawek papieru wchodzi w system zależności z uniwersum, a obecność znaczka skarbowego i pieczęci pocztowej konstytuuje byt obserwatora i obserwowanego, nadawcy i adresata w jednej osobie. Zapis – portret Grygnego z resztą świata – nasuwa myśl, że może to nie przypadek, że wiele tekstów artysty przyjmuje typograficzną formę wizerunku – domniemanego autoportretu. Być może słowa te potwierdzały uczestnictwo artysty w świecie, dawały mu gwarancję istnienia i poczucie przynależności? Być może sam Grygny myślał o sobie jak o brakującym ogniwie, bez którego świat nie miałby racji bytu? Muszę iść oglądać gwiazdy mówił Palomar w powieści Italo Calvino. Ta potrzeba mierzenia się z nieosiągalnym
wymiarem kosmicznej rzeczywistości niesie ze sobą ryzyko zagubienia, ale też moc poznania. Próba podążania za Grygnym jest jak podróż bez możliwości powrotu. To podróż z biletem w jedną stronę – w stronę Utajonej Pozytywki, zagubionej wśród niepoliczalnych gwiazd. W dniu 29.IV.78 r.po godzinie 21.00. w Barze Jagiellońskim oraz Kawiarni Literackiej przeprowadziłem dowód, że Prawda ma Rację, Grygny Władysław 1 I. Calvino, Palomar, przeł. A.Kreisberg, Kraków 2004 2 Przytaczane słowa Władysława Gygnego pochodzą z jego notatek sporządzanych od lat 70. XX wieku. Pisownia zgodna z oryginałem. 3 I.Calvino, Palomar, dz. cyt., s. 47. 4 Zdenek Kosek (1949–2015), uznany czeski artysta art brut/ outsider. Pracował jako drukarz. W tym czasie rysował karykatury i komiksy dla lokalnych gazet. Był także meteorologiemamatorem. Por. katalog wystawy Timelessness_Zdenek Kosek/ Lubos Plny, Galeria Tak, Poznań 2013. 5 John Urho Kemp ( 1942–2010), zwany też Kryształowym Johnem,uznany amerykański outsider. Ukończył inżynierię chemiczną i biochemię na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Przez całe życie podróżował, by oglądać zaćmienia słońca i odwiedzał gorące źródła na północy Kalifornii. Por. katalog wystawy Trójkąt Bermudzki / outsider art, Galeria Tak, Poznań 201 xx Zofia Czartoryska: My też jesteśmy barbarzyńcami „Polska jutra to garstka i już Was Widzę”. Długo nie mogłam przestać myśleć o tej notatce, napisanej niby od niechcenia ołówkiem na serwetce. Spod dwóch zamaszystych diagonali podpisu i daty wyłania się zarys twarzy – znak rozpoznawczy poezji konkretnej Władysława Grygnego. Oszczędność słów i linii w zderzeniu ze złowrogą wieloznacznością proroctwa, sprawia, że ten świstek papieru zdaje się ważyć tonę. To jeden z moich ulubionych rysunków. Dziwne były uśmiechy, które pojawiały się, gdy kończąc oprowadzanie po wystawie Po co wojny są na świecie. Sztuka współczesnych outsiderów w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, dochodziliśmy do prac Grygnego. Na wystawie, której byłam kuratorką razem z Katarzyną Karwańską, pokazałyśmy prace twórców działających poza obiegiem artystycznym, którzy rozumieją uprawianie sztuki jako działalność krytyczną – sposób
na komentowanie i kontestowanie rzeczywistości. Tacy artyści rzadko funkcjonują nawet w niszowym obiegu „plastyki nieprofesjonalnej” lub ich radykalizm jest neutralizowany zachwytami nad formą. Ten swoisty aneks do historii sztuki krytycznej w Polsce, miał na celu zderzenie publiczności warszawskiej instytucji ze sztuką osób pozbawionych głosu w debacie publicznej. Po obejrzeniu mocnych prac o polityce, mediach, zniewoleniu, biedzie czy represjonowanej seksualności, zwiedzający stawali przed enigmatyczną sztuką artysty z Chorzowa. Jego wizualne traktaty stanowią opartą na zaskakującej grze słów i skojarzeń, zsamplowaną z elementów różnych systemów (astronomii, inżynierii, geografii etc.), niemożliwą do prostego rozszyfrowania poezję. U wielu osób budziły one wątpliwości, co do zasadności wpisania ich w kontekst sztuki zaangażowanej. Choroba psychiczna zdawała się stanowić fakt unieważniający sytuację komunikacyjną między artystą a odbiorcą. Czy można się dowiedzieć czegoś o rzeczywistości od człowieka z zaburzeniami? Czy jego zapisy mogą mieć jakąkolwiek wartość dla dyskusji o współczesnym świecie? Przypomniałam sobie o tym rok później, zwiedzając jedną z wystaw ateńskiej odsłony Documenta 14. W podziemiu konserwatorium muzycznego, w eleganckiej gablocie zobaczyłam rysunek – wykonany długopisem na pogiętej kartce - wpisany w formę okręgu tekst, do złudzenia przypominający rysunki Grygnego. Nie znałam kontekstu, obok nie było wyjaśnień, przesłanie pracy nie było więc dla mnie zrozumiałe. Nie pomyślałam jednak, że to jakiś bełkot. Przecież to D O C U M E N T A ! Gdzieprzebiega zatem granica pomiędzy „Nie rozumiem tego, to musi być bardzo głębokie”, a „Nie rozumiem tego, to jakaś bzdura”? Z jaką łatwością przychodzi nam pobłażliwość wobec treści prac Grygnego, gdy jednak taka postawa dotyka nas, wpadamy we wściekłość. Ile to razy zżymaliśmy się na tych, którzy deprecjonują sztukę współczesną, twierdząc że jej rzekoma niezrozumiałość to po prostu hochsztaplerka.
Barbarzyńskość Grygnego (gr. Barbarophonoi, czyli mówiący „bar-bar” – wydający niezrozumiałe dźwięki) ukazuje nam barbarzyńskość każdej prawdziwie progresywnej sztuki¹. Kim jest w społeczeństwie artysta kierujący się awangardowym imperatywem nowatorstwa, dążący do znalezienia własnego języka sztuki i zmiany skostniałych porządków, jeśli nie Innym? Twórczość Grygnego stanowiła klucz do zrozumienia sensu całej wystawy Po co wojny są na świecie, która mogłaby w przeciwnym razie dać zbyt łatwe poczucie moralnej satysfakcji z łaskawego wysłuchania wykluczonych. Czy nie okazuje się, że jesteśmy otwarci na punkt widzenia Innego, tylko wtedy gdy możemy go łatwo zinterpretować w obrębie granic naszej percepcji? A co jeśli jego kod komunikacji okazuje się niekompatybilny z naszym i wymaga wysiłku? Na ile jesteśmy w stanie zainteresować się głębią tego co Inny ma do powiedzenia, a nie tylko się nad nim pochylić i pochwalić go za kolorystykę? Znaczki skarbowe i stemple, którymi Grygny opieczętowywał swoje prace, a także fakt, że przywoził je do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, świadczą o potrzebie nadania im ważności i poszukiwaniu odbiorcy dla swoich komunikatów. Sprowadzając sztukę Grygnego do jej formalnej wirtuozerii i pozostając głuchym na jej treść, tchórzymy przed okazją by opuścić na chwilę koleiny naszego myślenia i skoczyć na główkę wprost w nieznane. Po to jest sztuka. Polska jutra to garstka. Grygny patrzy na nas z oddali. Jesteśmy pewnie mali i wyglądamy naprawdę śmiesznie. 1 Rysunki Grygnego zostały pokazane w kontekście barbarzyńskości przez kuratorkę Katarzynę Karwańską na wystawie Dziewczyna i pistolet (Casa de Los Coroneles, Furteventura, 2018 jan ostroga - recebzebt
Władysław Grygny urodził się 23 marca 1936 roku w miejscowości Nieledwia koło Milówki w powiecie żywieckim. Jak wielu młodych ludzi z tego regionu wyjechał na Śląsk. Podjął pracę w kopalni Kleofas w Katowicach, ukończył Technikum Górnicze i pracował na stanowisku technik-elektryk. Rozpoczął też studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, które jednak przerwał. Założył rodzinę, miał dwóch synów. Wykazywał szerokie zainteresowanie sztuką – malował, pasjonowała go fotografia, projektował biżuterię. Przez jakiś czas podróżował ze znanymi zespołami muzycznymi (Niebiesko-Czarni, Trubadurzy) współpracując z nimi jako elektryk, akustyk i wykonując inne prace pomocnicze. Jednocześnie dokumentował ich występy na fotografiach. Narastające symptomy choroby psychicznej przyczyniły się do rozpadu życia rodzinnego Grygnego, który po rozwodzie prowadził samotny tryb życia. Choroba uniemożliwiła mu też kontynuowanie pracy zawodowej.Całkowicie owładnęła nim pasja tworzenia, malował bardzo dużo, dokumentując niejako w swoich pracach
stan swojej świadomości. Swoje nastroje i obserwacje świata opisywał w niezliczonej ilości rękopisów. Są to luźne wynurzenia, manifesty, komentarze do aktualnych wydarzeń. Opisy te często są ilustrowane, przybierają formę zabawy słowem, a tekst układany przybiera różne formy wizualne, najczęściej układając się w kształt ludzkiej głowy. Tematyka obrazów jest różnorodna – są to głownie pejzaże, ale również portrety i martwe natury. Prace utrzymane są w mrocznym, tajemniczym klimacie, a ich stylistyka jest typowa twórców art brut. Różnorodne są też formaty prac, od małych obrazów na płótnie, papierze czy pilśni aż do dużych dzieł o wymiarach 180x120 cm i większych. Symptomatyczne jest to, że duże formy wykonane są po 1990 roku. Zauważalny jest zróżnicowany poziom plastyczny. Wydaje się, że wraz z postępem choroby chęć namalowania jak największej ilości obrazów zmieniała zasadniczo ich estetykę. Grygny malował pospiesznie i coraz bardziej niedbale. Swoimi pracami usiłował zainteresować różne instytucje i muzea. Starał się też o członkostwo w ZPAP. Bezskutecznie proponował też swoje prace DESIE. Jednocześnie prezentował swoje obrazy na terenie Śląska w kawiarniach i hotelach. Bardzo ubolewał nad małym zainteresowaniem swoimi pracami. Jedynie Muzeum Etnograficzne w Krakowie zakupiło dwie z nich w 1977 roku. Grygny numerował i datował prace według cyklu rocznego, dzięki czemu można stwierdzić, że na namalowanie dużego obrazu potrzebował zaledwie kilku dni. Używał głównie materiałów profesjonalnych, takich jak farby olejne,akryle, akwarele, lecz posługiwał się również (zapewne ze względów ekonomicznych) innymi materiałami, jak farby emulsyjne, klejowe i inne. Używał płótna lnianego tzw. surówki, tkaniny pościelowej, a nawet dżinsowej. Jak widać dobór materiałów był przypadkowy. Niejednokrotnie do zaspokojenia pasji malowania wystarczało mu to, co akurat miał pod ręką np. torby papierowe, serwetki,a nawet worki foliowe. Płócien nie gruntował, stąd warstwa malarska niektórych obrazów jest mało stabilna.
Niektóre z prac – w szczególności te na papierze – opatrywał znaczkami skarbowymi pieczętowanymi stemplami jednego z chorzowskich urzędów pocztowych. Od 1998 roku dostarczał liczne prace do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, gdzie czekają one na weryfikację i opracowanie. Nieznana jest niestety jego twórczość sprzed 1976 roku, choć wiadomo, że Grygny tworzył prace już dużo wcześniej. Nie wiadomo co się z nimi stało – być może ze względu na mało stabilne warunki bytowania Grygnego mogły one ulec zniszczeniu lub przepadły w innych okolicznościach. Artysta mieszkał i tworzył w Chorzowie utrzymując się z niewysokiej emerytury i dorabiając sprzedażą surowców wtórnych zbieranych w okolicy. Jego pracownia, która służyła także za mieszkanie była bardzo zaniedbana, panował w niej ogromny nieporządek, będący skutkiem nieporadności gospodarza spowodowanej nieleczoną chorobą psychiczną. Kontakt z Grygnym był niezwykle trudny, unikał on skutecznie jego nawiązania. Przywoził do Muzeum Etnograficznego w Krakowie liczone w dziesiątkach, zrolowane obrazy i niechętnie rozmawiał z pracownikami muzeum
pomimo podejmowanych przez nich prób – pozostawiał obrazy, po czym pospiesznie odchodził. Co ciekawe, kilkukilometrową odległość z krakowskiego dworca kolejowego do muzeum przebywał pieszo, dźwigając ważące nieraz ponad 20 kilogramów pakunki. Wielokrotnie zachęcano go do przyjęcia jakiejś formy pomocy, poczęstunku lub chwili odpoczynku, jednak nigdy nie przystawał na takie propozycje. Postęp choroby psychicznej, jak też coraz słabsza kondycja fizyczna, spowodowały, że coraz mniej tworzył i coraz rzadziej opuszczał Chorzów. W 2016 roku doznał złamania kości biodrowej i jego stan pogorszył się do tego stopnia, że został unieruchomiony w swoim mieszkaniu, nie dopuszczając żadnej formy pomocy socjalnej i medycznej, przez co znalazł się w skrajnej sytuacji zagrażającej życiu. Pomimo tak poważnego zagrożenia, służby socjalne i medyczne nie potrafiły znaleźć sposobu na rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Dopiero zdecydowana interwencja zaprzyjaźnionych osób spowodowała energiczniejsze działania służb medycznych i Grygny znalazł się w końcu w szpitalu. Po doprowadzeniu go do stanu pozwalającego na opuszczenie placówki został umieszczony w Domu Opieki PCK w Chorzowie. Nigdy jednak nie powrócił w pełni do zdrowia, i w niedługim czasie zmarł. Nie wytrzymał braku wolności którą tak umiłował, będąc wciąż w drodze, odwiedzając miejsca, które chciał, i kiedy chciał. Był nieskrępowany, w najpełniejszym tego słowa rozumieniu. Nieznany nikomu, odrzucany, nierozumiany, jakże często wyśmiewany – w końcu zwyciężył. O zwycięstwie tym świadczą jego prace podziwiane przez widzów odwiedzających liczne galerie i muzea,w których są one prezentowane. Władysław Grygny zmarł w Domu Opieki PCK w Chorzowie w październiku 2017 roku!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
WŁADYSŁAW GRYGNY /1936–2017/ Artysta outsider art. Tworzył enigmatyczne zapisy o charakterze konceptualnym, mieszczące się w polu konceptualnego art brut czy też brut now. Władysław Grygny pozostawił po sobie setki stron wypełnionych przemyśleniami o świecie. Swoje zapiski nazywał „notatkami filozoficzno-geometrycznymi”. Gra słów Grygnego często towarzyszy minimalistyczny rysunek, układ typograficzny, czy też obliczenia matematyczne wynikające np. z obserwacji faz księżyca. Charakterystyczne w jego twórczości jest oznakowanie prac znaczkiem Urzędu Skarbowego i stemplem urzędu pocztowego w ChorzowXXY
mieszka w chorzowie ale podróżuj epo Polsce jak widać jest uczestnikiem wystaw w rożnych miejscach Poznań, kraków warszawa katowice.........http://outsiders.artmuseum.pl/en/artist/wladyslaw-grygny............ siedziba http://artmuseum.pl/pl/wystawy w.wa http://galeriatak.pion.pl/wp-content/uploads/2015/10/katalog_grygny.pdf O tajemniczym zjawisku jakim jest Art Brut i tajemniczym artyście jakim był Władysław Grygny Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim Sonia Wilk. aRTBrut budzi zainteresowanie w coraz szerszych kręgach odbiorców przede wszystkim dlatego, że jest zjawiskiem tajemniczym, rzucającym nowe światło na postrzeganie mechanizmów i procesów motywacyjnych, jakim poddana jest aktywność twórcza człowieka. ............Zrozumienie tego czym różni się art brut (w krajach anglosaskich nazywane outsider art) od tak zwanej sztuki oficjalnej daje możliwość odkrywania nowych, ciekawych i ciągle nie do końca zbadanych obszarów kreacji artystycznej. Jest to bowiem przede wszystkim twórczość będąca nie tyle sensem życia, co jego powinnością w rozumieniu wręcz mesjanistycznym. Artysta pochłonięty aktem twórczym traci poczucie rzeczywistości ponieważ potrzeba tworzenia całkowicie determinuje jego życie i to do tego stopnia, że proces twórczy jest imperatywem, a wartości estetyczne i artystyczne stają się kategorią drugorzędną. Jednocześnie jednak artysta art brut jest całkowicie wolny od całego nadbagażu intelektualnego dominującego w sztuce konceptualnej, tworzy bowiem bez względu na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne, bez wpływu jakiejkolwiek filozofii, czy programu artystycznego, bez całego „świata sztuki”. ...........Przykładem outsidera-artbrutowca jest Władysław Grygny. Schorowany, izolujący się od społeczeństwa, żyjący na krawędzi egzystencji, owładnięty idée fixe od kilkudziesięciu lat spełnia swoje posłannictwo: tworzy ekspresyjne i barwne obrazy, zamalowując setki arkuszy kartonu i setki metrów płótna, pozbywa się swoich dzieł w ten sam, wręcz rytualny sposób nie dbając o ich dalszy los. To, że obrazy te znajdują się w zbiorach muzealnych oraz kolekcjach w kraju i za granicą, jest już poza sferą jego świadomości. Tymczasem od kilku lat jego obrazy zaczęły nabywać polskie i zagraniczne galerie i muzea, kupują je również prywatni kolekcjonerzy. A on niezmiennie przemyka ulicami swego miasta, niezmiennie jeździ bez celu autobusami i pociągami, starając się zniknąć w tłumie, zatapia się we własnym świecie. I ten aspekt to kolejna cecha autora art brut, dla którego odbiorca zewnętrzny nie istnieje, wobec czego twórca nie ma potrzeby zabiegania o uznanie społeczne. ...........Kim jest, czym zajmuje się starszy, małomówny, separujący się od świata mężczyzna? Mijając go na ulicy, nikt nawet tych pytań nie zadaje. Urodził się w 1936 roku w Nieledwi na Żywiecczyźnie. Zachęcony perspektywą dobrze płatnej pracy wyjechał na Śląsk i podobnie jak wielu jego kolegów związał się z górnictwem. Rozpoczął pracę w kopalni „Kleofas” i wszystko wskazywało na to, że pozostanie tam do emerytury: ukończył technikum górnicze, awansował, rozpoczął także studia w katowickiej Akademii Ekonomicznej. Założył rodzinę. ....Ta mała stabilizacja zaczęła mu jednak doskwierać. Chciał czegoś więcej. Zaczął malować, fotografować, projektować biżuterię. To jednak wciąż było za mało. Zwolnił się z kopalni, porzucił dotychczasowe życie, co w konsekwencji doprowadziło także do rozpadu rodziny. Zaczął współpracować jako akustyk ze znanymi zespołami: „Czerwono-Czarnymi”, a później z legendarnymi „Trubadurami”. Jeździł w trasy, robił dokumentację fotograficzną. Coraz mocniej czuł się artystą, coraz bardziej chciał poświęcić się tylko twórczości. Nieposkromiona pasja tworzenia, a jednocześnie brak akceptacji i zrozumienia zaczęły skutkować izolacją. Pojawiły się pierwsze symptomy choroby psychicznej, co uniemożliwiło dalszą pracę zawodową. Społeczeństwo zaczęło go odtrącać. Jedynym spełnieniem i schronieniem stawała się sztuka, będąca z jednej strony zapisem stanów świadomości, irracjonalnym komentarzem do rzeczywistości, a z drugiej strony krzykiem: JESTEM. Powstawały duże, tworzone z wielkim rozmachem płótna, a także niezliczona ilość szkiców i notatek, w których słowo stawało się materią sztuki zarówno w sensie symbolicznym, jak i graficznym.
>-.................Bezskutecznie szukał akceptacji i swoimi pracami starał się zainteresować środowiska artystyczne, ciągle jednak spotykał się z odrzuceniem. Chodził od drzwi do drzwi, od instytucji do instytucji. Starał się o członkostwo w ZPAP, ale nie posiadał wystarczających kwalifikacji… Poznał Krawczuka, Sówkę, Gawlika, ale zdawał sobie sprawę, że jego malarstwo krańcowo odmienne od tego, którym oni zdobyli popularność. Pokazywał swoje prace w galeriach i muzeach na Śląsku, i nawet jeśli je zakupiono, to bardzie w celu odnotowania jeszcze jednego malującego górnika, niż w wyniku uznania tego co robi. Czasami udało mu się zaprezentować swoją twórczość w kawiarniach, klubach czy hotelach, lecz tam również jego prace nie budziły większego zainteresowania. Mur niezrozumienia stawał się coraz wyższy, stan izolacji pogłębiał się. ............Nie znajdując uznania na Śląsku, postanowił pokazać swoje malarstwo w Krakowie. Tu także nikt nie był nim zainteresowany. W jednym z muzeów w końcu zakupiono dwie prace, zaczął więc systematycznie przywozić ogromne ilości płócien, płyt i kartonów, ważące nierzadko po kilkanaście kilogramów. Z wielkim trudem dźwigał, wręcz taszczył ogromne, powiązane sznurem pakunki, przemierzając kilka kilometrów i o nic nie pytając, zostawiał je w muzeum. Były to setki obrazów, czasami pojedyncze motywy, czasami serie podobnych prac. Zaczął to być problem i ówczesna dyrekcja zdecydowała o „utylizacji” niechcianych darów. Jeden z pracowników postanowił jednak je przechować. Zainteresował się także samym twórcą i jako jeden z nielicznych nawiązał z nim bezpośredni kontakt, ciągle jednak nie wiedział z czym ma do czynienie......Gdy w 2011 roku prof. Grażyna Borowik i dr Andrzej Kowal zorganizowali w Muzeum Etnograficznym w Krakowie wystawę „W kierunku autentyczności”, ukazującą zjawisko art brut, wszystko stało się jasne. Prace Grygnego idealnie wpisywały się w obszar sztuki tworzonej na bazie własnych emocji, sztuki gorzkiej, opierającej się jakimkolwiek konwencjom. Od tego czasu Pan Jan Ostroga rozpoczął już działania promujące twórczość Władysława Grygnego. Skontaktował się z osobami zajmującymi się sztuką outsiderów. W pierwszym rzędzie ze znanym krakowskim kolekcjonerem Leszkiem Macakiem oraz Działem Plastyki Nieprofesjonalnej Muzeum Śląskiego, w ramach którego systematycznie od 2008 roku organizowane były wystawy z cyklu Vivat Insita promujące zjawisko art brut w Polsce. Następnie wysłał kilka obrazów na konkurs im. Teofila Ociepki w Bydgoszczy. Wszędzie Grygny budził zainteresowanie. Postanowił więc pójść dalej i zasięgnąć opinii u źródeł. Zawiózł obrazy i szkice do zagranicznych ośrodków zajmujących się art brut – między innymi do Lozanny i Paryża. Tam także wyrażano się o nich z uznaniem i przyjęto do kolekcji. Czyżby prawdziwa historia z happy endem? Chyba jednak nie… Czas, poczucie niezrozumienia i choroba poczyniły swoje, a Pan Jan Ostroga ciągle jest bodaj jedyną osobą, która w jakiś sposób potrafi dotrzeć do malarza. Choć artysta jest informowany, że jego prace otrzymały nagrody, choć świadom jest, że napływają do niego pieniądze z ich sprzedaży, to wydaje się, że jest to mu całkowicie obojętne. Przez całe życie odrzucany przez świat, teraz i on świat odrzucił.
.........Na czym polega fenomen Grygnego? Jakie jest jego malarstwo? Jakie było na początku nie wiemy, gdyż najwcześniejsze znane prace pochodzą z drugiej połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. Co się stało z tymi pierwszymi? Pewnie zaginęły lub zostały zniszczone. Autor nic o nich nie mówi.--------W zasadzie twórczość artysty należałoby podzielić na dwa wątki, zahaczające o siebie, a jednak bardzo różne. Przede wszystkim jest to malarstwo. Głównie pejzaże, portrety, martwe natury. Formaty prac są zróżnicowane, od niewielkich, malowanych na płycie pilśniowej i kartonie, po wykonywane od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku znacznych rozmiarów płótna. Maluje na czym się da. Ponieważ prac powstawało bardzo dużo, często namalowane płótna zdzierał z krosien po to, aby nabić następne. Tak jakby obraz przestał się już dla niego liczyć w momencie ukończenia i podpisania, jak gdyby najistotniejsze nie było dzieło, ale sam akt tworzenia. Czasami nie posługiwał się krosnem w ogóle.Śledząc kolejno powstające prace, zauważyć można, jak odrywał z beli materiału kawałki sztywnego płótna żaglowego i obsesyjnie zamalowywał, tworząc kolejny obraz. Przestało się również liczyć rzemiosło malarskie, przestało być istotne nie tylko krosno, nie tylko naciąg, ale i grunt. Zaczął nakładać go niedbale albo w ogóle pomijał, rozprowadzając farby bezpośrednio na tkaninie. Zaczął także do malowania wykorzystywać wszystko, co się do tego celu nadawało – kartonowe opakowania, dyktę, tekturę, znajdowane na śmietniku stare zasłony. Najczęściej posługiwał się farbami olejnymi i akrylami, ale później także temperami i farbami emulsyjnymi. To przełożenie ciężaru z dzieła na proces ma swoje odzwierciedlenie także w problemach konserwatorskich związanych z jego twórczością: farby często odspajają się, wykruszają,a płótna są zagniecione, pofałdowane, pozbawione marginesu umożliwiającego napięcie na krosna. Ponieważ sygnując pracę, często używał daty dziennej, można prześledzić, jak dużo malował, jaką obsesją był akt twórczy. Jednak to, co jest w malarstwie Grygnego najistotniejsze, to ładunek emocjonalny, charakterystyczny przede wszystkim dla ekspresjonizmu. Często z ponurych, ciemnych, nakładających się na siebie plam wyłaniają się sylwetki, postaci, miejsca. Lekki obrys, mocniejsze pociągnięcie pędzla wydobywa z chaosu plam zarys twarzy, dłoń, kontur ramienia. Postaci przenikają się, wchodzą w relacje, wyczuwalne jest napięcie, ruch i niepokój. Innym razem postać malowana jest płasko, zdaje się zastygła, odlana z wosku. Jedynym „żywym” elementem są wyraziste oczy przenikające odbiorcę. I te prace również budzą niepokój. Przymiotnik „niepokojący” chyba najlepiej oddaje cechy tego malarstwa. To nie jest twórczość wywołująca zachwyt, to połączenie napięć i niepokoju; niełatwa, ale i niezwykle interesująca, budząca refleksje nad istotą sztuki. Inne są pejzaże. Stanowią wytchnienie, uspokajają zarówno twórcę, jak i odbiorcę. Mogą być wyabstrahowane, budowane z wyraźnie odcinających się od siebie barwnych pasm, dające możliwość uruchomienia wyobraźni. Czasami na tle pasiastych planów pojawiają się ciemne kontury drzew wyznaczających rytm kompozycji. W podobnym duchu malowane są martwe natury, a w szczególności bukiety kwiatów ulokowane znowu na tle zbudowanym z kolorowych pasm. Kwiaty wypełniające środkową część kompozycji, ustawione w płasko malowanych wazonach, zdają się jednak być martwe, jak gdyby zawieszone w czasoprzestrzeni. Mimo pozornego spokoju bukiety te mają w sobie coś niesamowitego. ...........Drugi nurt to szkice-rękopisy. Powstały ich ogromne ilości: całe teczki arkuszy papieru kredowego, bloki papieru
milimetrowego, znaleziony gdzieś papier nutowy, opakowania, kartoniki, serwetki. To one najbardziej zachwycają specjalistów i kolekcjonerów art brut – zapiski chwilowych nastrojów, przybierające niekiedy postać manifestu, komentarze do aktualnej sytuacji społecznej i politycznej, zabawa słowem i kształtem słowa. Strumieniowi słów, czasami wyrażających jakąś treść, a czasami będących graficzną kompozycją, często towarzyszą wykonane jedną pewną kreską rysunki – najczęściej kontury twarzy lub sylwetki ludzi. Ciekawym elementów tych kompozycji są umieszczane na nich znaczki opłaty skarbowej z nabitym stemplem dziennym. Jak gdyby autor poprzez ten fakt chciał nadać swej pracy ważność. Być może potrzebował tego urzędowego potwierdzenia istoty własnej twórczości. ..........Obecnie kontakt z artystą jest znacznie utrudniony: skrajnie nieufny, zamknięty, odizolowany, unika ludzi. Ciągle maluje, lecz postępująca choroba powoduje, że prac powstaje już o wiele mniej, a ich ładunek emocjonalny nie jest tak wyrazisty. Czy należałoby mu w jakiś sposób pomóc? Z pewnością tak, ale trzeba być bardzo delikatnym. Pojawiają się problemy natury etycznej. Czy mamy prawo zmieniać rzeczywistość, w której żyje i która daje mu poczucie bezpieczeństwa, chociaż jest tak diametralnie różna od naszych wyobrażeń? Czy wolno burzyć komuś świat? Być może lepiej pozostawić artystę w spokoju, a jedynie informować go o tym, że jego marzenie się spełniło, że obrazy są w muzeach, galeriach i kolekcjach prywatnych na całym świecie… Sonia Wilk Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim
P.S. Artykuł powstał przed śmiercią artysty Władysława Grygnego. „Nieznany nikomu” W Galerii Art Brut w Centrum Kultury w Lublinie otwarto nową wystawę. Tym razem przez miesiąc możemy oglądać prace Władysława Grygny. Jest to wystawa pośmiertna i nosi nazwę „Nieznany nikomu”. Zapraszamy do Centrum Kultury w Lublinie przy ul. Peowiaków 12. Wernisaż odbędzie się 3 lipca o godz. 18.00. Otworzy go Sonia Wilk – Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim w Katowicach, oraz prPrzemierzał dziesiątki kilometrów w Małopolsce, od wsi do wsi, od domu do domu. Był ludowym zegarmistrzem, który naprawiał zegary - także takie, które miały wyznaczać czas zwierzętom. Tę pasję odziedziczyli po nim w pewnym sensie jego synowie - jeden także naprawiał zegary, a drugi wstąpił do kamedułów i przez lata był dzwonnikiem nawołującym pustelników na modlitwy siedem razy na dobę w Eremie Srebrnej Góry na Bielanach w Krakowie.pzyjaciel Władysława Grygnego – Jan Ostroga z Muzeum Etnograficznego z Krakowa, który towarzyszył mu aż do śmierci.Jan Ostroga konserwacja i renowacja .......ostroga@etnomuzeum.eu

poniedziałek, 26 stycznia 2004

MUZYKOTERAPIA uniwersum dżwięków DR MACIEJ KIERYŁ GŁOS RADIOWY ANESTEZJOLOGA, DR ANDRZEJ JANICKI

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca muzykoterapia
Aneks smutny 2020
"klepsydra" https://arteterapia.pl/odszedl-dr-andrzej-janicki-wspoltworca-muzykoterapii-w-polsce/ ODSZEDŁ ANDRZEJ JANICKI, lekarz, współtwórca muzykoterapii, a przede wszystkim wspaniały Człowiek. W takich oto słowach pisze o Nim DR MACIEJ KIERYŁ: W lipcu 2020 r.odszedł Współtwórca Polskiej Muzykoterapii lekarz psychiatra doc. dr Andrzej Janicki. Wprawdzie za Ojca Polskiej Muzykoterapii uważa się kompozytora i muzyka, Kierownika Katedry Kompozycji i Muzyki, prof. Tadeusza Natansona, ale gdyby idealistyczna myśl muzyczna Profesora nie znalazła wsparcia lekarza psychiatry to koncepcja leczniczego działania muzyki nie zatoczyłaby tak szerokich kręgów. To dr A. JANICKI był motorem uruchamiającym w ministerstwach tryby organizacyjne, które pozwoliły powołać w 1972 r. Zakład Muzykoterapii na wrocławskiej Akademii Muzycznej. Skromny lekarz psychiatra ze Stronia Śląskiego nigdy nie podkreślał swoich zasłóg w budowie struktury Muzykoterapii, łączącej Muzykę i Medycynę według starożytnych wzorców z EPIDAUROS. Zawsze stał w cieniu Profesora wspierając Go i adaptując myśl naukowca, pedagoga i muzyka do konkretnych realiów medycyny. Kiedy przeglądamy Zeszyty Naukowe Zakładu Muzykoterapii z lat 1972-80 to widać jak szerokie perspektywistyczne było myślenie dr Janickiego obejmujące zagadnienia zarówno terapii jak i profilaktyki muzycznej. Dr A.Janicki był promotorem mojej pracy dyplomowej na dwuletnim Podyplomowym Studium Muzykoterapii 1978-1980 [“Stosowanie muzyki w oddziałach zabiegowych”]. Jego cenne rady pozwoliły mi łatwiej połączyć muzyczne ideały z surowymi realiami reżimu zachowań na sali operacyjnej. Wielka mądrość lekarza praktyka, kultura osobista, dyplomacja to cechy, które studziły emocje i naprowadzały żarliwe dysputy na wyważone tory integrujące różne punkty widzenia.
wspommnienie równie wspaniałego, znanego Mantykorze czyli cudowny głos anestezjologa dr maciej kierył , tu w polskim radiu
Maciej Kierył to lekarz anestezjolog, muzykoterapeuta Domu Pomocy Społecznej, Poradni Odwykowej oraz Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Autor popularnej techniki - Mobilnej Rekreacji Muzycznej (MRM). Opracował kasety magnetofonowe i płyty "Relaks rodzinny”, "Dla kobiet w ciąży”. Jest też wykładowcą Wydziału Muzykoterapii Akademii Muzycznej w Łodzi. Razem z nim i Olgą Stopińską - śpiewaczką, zawodową wokalistką i muzykoterapeutką, a także znawczynią pieśni kurpiowskich i współzałożycielką zespołu Burónka rozmawialiśmy w "Źródłach" o dobroczynnych właściwościach muzyki i jej znaczeniu w terapii. Jak mówili goście audycji, muzykoterapia to specjalność interdyscyplinarna, która zrodziła się w szpitalu psychiatrycznym w Polsce w 1890 roku, za doktora Stupnickiego, ale o współczesnej muzykoterapii możemy mówić od lat 70., kiedy to we Wrocławiu działali prof. Tadeusz Natanson i docent Andrzej Janicki. - Na Akademii Muzycznej we Wrocławiu utworzyli zakład muzykoterapii, skupiał on wszystkich entuzjastów stosowania różnych form muzyki jako szczególnej formy psychoterapii - tłumaczył dr Kierył. - Te działania uzupełniają prawidłowo prowadzone leczenie: farmakologiczne, rehabilitacyjne, operacyjne, pedagogikę specjalną czy nawet pedagogikę w ogóle. - Na świecie zaś - dodała Olga Stopińska - jest mnóstwo różnych form muzykoterapii. Zaczęły się one pojawiać zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, ale tak naprawdę wiara w uzdrawiającą moc muzyki obecna były od zarania dziejów. Często sięga się przy tym do pieśni tradycyjnych czy pierwotnych, bo one są nam szczególnie bliskie. Nawet jeśli ich nie znamy, to tkwią gdzieś w pamięci naszego kręgu kulturowego, są uwspólnione.Olga Olga Stopińska to uczennica dra Kieryła, twórcy najważniejszej w Polsce metody Mobilnej Rekreacji Muzycznej. Doktor Kierył opracował ją, zaczynając od spontanicznych działań muzykoterapeutycznych, stosowanych wobec pacjentów np. przed operacjami. Na celu miał obniżenie poziomu lęku, stresu, a także organizację czasu przed zabiegami...... - Muzyka wpływa na nastrój, odwzorowuje wydarzenia życiowe, nasz stan ducha - mówił dr Kierył. - Każdy ma swoją ulubioną muzykę, która ułatwia np. wstawanie poranne czy pracę fizyczną bądź intelektualną. Muzyka ma działanie relaksacyjne, a nawet integruje rodzinę przy stole - mówił specjalista. - Muzyka działa równocześnie na somę i na psyche: zmniejsza napięcie mięśniowe, spowalnia akcję serca, obniża ciśnienie tętnicze, uspokaja oddech. Efekty? Są zbawienne - przekonywali goście audycji. Uruchomienie, zrytmizowanie, odreagowanie, relaksacja W audycji goście zdradzili też, według jakiego porządku można przeprowadzić zajęcia z muzykoterapii, które inkorporują np. muzykę ludową. - Uruchomienie polega na bardzo spokojnym oddychaniu, i spokojnym, niezobowiązującym ruchu ciała, który nas "uruchamia" fizycznie i psychicznie - tłumaczył dr Kierył. - Zrytmizowanie to z kolei etap, w którym pacjent czy klient może już czynnie wziąć udział, w formie zabawy - naturalnie klaszcząc, oklepując, itd. Rytmy powinny być proste. Jeśli dodamy jakieś instrumenty, tym łatwiej w zajęciach uczestniczyć. Chodzi o to, by nie być biernym, a dzięki temu następuje odreagowanie napięć.... Maciej Kierył i Olga Stopińska, tłumacząc szczegóły kolejnych etapów zajęć z muzykoterapii (odreagowanie, relaksacja), mówili, dlaczego szczególnie wartościowa w tym może być muzyka ludowa. - Muzyka pełni w tym rolę służebną, a gust muzykoterapeuty schodzi na drugi plan. Często sięga się przy tym do pieśni tradycyjnych czy pierwotnych, bo one są nam szczególnie bliskie. Nawet jeśli ich nie znamy, to tkwią gdzieś w pamięci naszego kręgu kulturowego, są uwspólnione - mówiła Olga Stopińska, która specjalizuje się w etnomeloterapii (terapii śpiewem z zastosowaniem śpiewu tradycyjnego).... - Ważne są tak zwane formy graniczne - mówił o gatunkach muzycznych stosowanych w muzykoterapii dr Kierył. - Taka jest np. muzyka zespołu Mazowsze, trochę ludowa, a trochę współczesna. Etno, nowa tradycja - wszystko to są formy graniczne. Nowa tradycja, która łączy stare pieśni z nowymi aranżacjami ma szansę przywrócić polskiej muzyce ludowej należne jej miejsce, bo jest trochę zapomniana. https://www.polskieradio.pl/8/478/Artykul/2441339,Muzyka-na-recepte-O-jej-dobroczynnych-wlasciwosciach

niedziela, 11 stycznia 2004

Jak mówić: „osoby niepełnosprawne” czy „osoby z niepełnosprawnością”? Dariusz Galasiński

MOON Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią.
dziękujemy za to pytanie...Panie Dariuszu, prosimy o kontakt - my TWÓRCY Z NIEPENOSPRAWNOŚCIAMI- Dariusz Galasiński University of Wolverhampton, Wielka Brytania Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej w Warszawie Jak mówić: „osoby niepełnosprawne” czy „osoby z niepełnosprawnością”? Oto kilka uwag na ten temat. Uwag, które oparte są na głębokim przekonaniu, że należy mówić, a szczególnie pisać: „osoby z niepełnosprawnością”. W sprawie tej można przedstawić dwa typy argumentacji. Po pierwsze, może to być argumentacja strukturalna, dotycząca w szczególności stosowności systemowej wyżej wymienionych wyrażeń, jak również ich poprawności językowej. Po drugie, można zaproponować również argumentację, by tak rzec, „dyskursywną” – argumentację, która przyjmuje za punkt wyjścia, że dyskurs, a zatem język w użyciu, jest nie tylko zbiorem znaków i reguł ich użycia, ale również, co znacznie ważniejsze, zespołem praktyk społecznych konstruujących rzeczywistość. Poniżej odniosę się pokrótce do pierwszego typu argumentacji i rozwinę ten drugi. Powinienem odsłonić karty – uważam, że argument strukturalny w rozważaniach na temat określeń osób z niepełnosprawnością jest niestosowny. Kluczowe bowiem jest to, że język, jak również zasady, poprawność oraz poczucie poprawności, podlega nieustannym zmianom. Argument strukturalny odnosi się do języka, który został opisany przez lingwistów takim, jaki jest dzisiaj, jakby był zamrożony w czasie. Co więcej i bardzo ważne, nie odnosi się do tego, jak językiem posługują się ludzie, nie odnosi się do kontekstów społecznych czy politycznych, w jakich występuje komunikacja językowa. Na przykład lingwiści korzystający z argumentów strukturalnych nie mogliby przewidzieć, że dzisiaj w pewnych grupach społecznych zyskuje popularność słowo „ministra”, coraz więcej osób używa słowa „profesorka”, wyrazów, które jeszcze parę lat temu uznawane były za śmieszne. Co więcej, warto przypomnieć również trzy ważne rzeczy: 1. Język nie należy do lingwistów i nie do lingwistów należy decyzja, jak użytkownicy języka piszą czy mówią. Lingwiści powinni to opisywać, a nie, wręcz po lekarsku, przepisywać. Deklaracje językoznawców o „niedopuszczalności” jakichś wyrażeń należy uznać co najwyżej za uzurpację praw, których językoznawstwo nie ma. 2. To, jak mówimy, nie wynika z przepisów w podręcznikach gramatycznych, ale raczej z naszego, nazwijmy to, poczucia językowego. Coraz częściej burzymy się przeciwko „pederastom”, „żydzeniu” czy „kalekom”, a buntujemy się, bo zmienia się społeczeństwo, jego wartości i ideologie, a nie „system językowy”. I wreszcie, to, jak piszemy i mówimy, ma wymiar polityczny i społeczny – dlatego też oburzenie społeczne wywołują od czasu do czasu ekspertyzy lingwistyczne, w których językoznawcy naruszają właśnie owo poczucie językowe ludzi. Język odzwierciedla i sprzężeniem zwrotnym wspiera i nakręca te zmieniające się koniunktury i konteksty społeczne. Podsumowując, argumentacja ze struktury języka w sprawie tak ważnej społecznie i politycznie nie ma większego sensu. Struktura, a przede wszystkim uzus języka się zmienia, bez względu na to, czy lingwiści sobie tego życzą czy nie. Przypomnę jeszcze, że za pamięci osób żyjących dzisiaj używano takich słów jak „imbecyl”, „idiota”, „debil” w języku medycznym. Dzisiaj uznaje się je za obraźliwe i z języka medycznego je wyrzucono. Warto podkreślić, że wyrzucono nie dlatego, że nie były „poprawne”, czy też nie wpisywały się w strukturę języka. Nic podobnego – wyrzucono je dlatego, bo uznano za stygmatyzujące. Powody, dla których dzisiaj używamy w medycynie wyrażenia „niepełnosprawność intelektualna”, nie są zatem strukturalne czy systemowe, ale społeczno-polityczne. Pozostaje zatem druga argumentacja – dyskursywna. Jest to argumentacja oparta na fundamentalnym założeniu, że język w użyciu nie tylko reprezentuje rzeczywistość, ale również, co kluczowe, ją konstruuje. Wszyscy przecież znamy pary słów typu: strajk – przerwa w pracy bojownik – terrorysta bandyta – 16-latek państwo – kondominium Słowa te z powodzeniem mogą opisywać i rzeczywiście opisywały te same wydarzenia, osoby albo byty, konstruując je przy okazji jako dobre czy złe, pożądane czy nie, lubiane czy nielubiane. Lingwiści, szczególnie ci zajmujący się językiem sfery publicznej lub propagandą, napisali na temat tego typu zabiegów leksykalno-gramatycznych wielką bibliotekę książek i jeszcze więcej artykułów naukowych. Słowa więc, by powtórzyć, nie tylko opisują hipotetycznego Janka, ale również eksponują to, że jest młodym człowiekiem (apelując do naszego współczucia), albo to, że jest przestępcą (współczucia nam odmawiając)! A my, odbiorcy, zależnie od tego, jak Janka skonstruujemy, mamy większe lub mniejsze szanse, by go lubić albo nie lubić. Jednak to nie tylko słowa z języka propagandy konstruują rzeczywistość. Dzisiaj w języku psychiatrii zaprzestano używać nie tylko takich słów, jak „wariat”, ale również takich słów, jak: „schizofrenik”, „depresyjny”, „dwubiegunowy”, zastępując je dłuższymi i trudniejszymi wyrażeniami, jak „pacjent/osoba/człowiek z diagnozą schizofrenii”. Dlaczego? No dlatego, że „schizofrenik” zamyka człowieka w jednym wymiarze, wymiarze choroby, a przecież ów „schizofrenik” może być jeszcze ojcem, mężem, kierowcą, czy wybitnym profesorem, a może też utalentowanym malarzem. Podobnie jak depresyjny. Rezygnujemy z tych słów zamykających ze względu na ich dobrze rozpoznany w psychiatrii i nauce o zdrowiu psychicznym potencjał stygmatyzacyjny. Tak, słowa stygmatyzują! I tu dochodzimy do kwestii „osoby niepełnosprawnej” w opozycji do „osoby z niepełnosprawnością”. Otóż to pierwsze wyrażenie jest podobne w swej funkcji do wspomnianego „schizofrenika”. Zamyka ową osobę w jego niepełnosprawności, konstruuje ją jako osobę o jednej cesze, a tą jedną cechą jest niepełnosprawność. To nie tylko nie ma sensu, ale również, powtarzam, stygmatyzuje! Odrzucam takie wyrażenie nie tylko jako językoznawca- -polonista, ale również jako obywatel! Moja wada wzroku nie wyznacza tego, kim jestem. A oprócz tego, że jestem „osobą z wadą wzroku”, jestem również autorem, profesorem, tatą, a nawet aikidoką i biegaczem. Jestem też przyjacielem, kierowcą, forumowiczem i członkiem klubu fitness. A to wszystko „z wadą wzroku”! Osoba z niepełnosprawnością zaczyna być podobna do osoby z pieprzykiem, a może i z teczką, czy z pieskiem. Innymi słowy, z atrybutem, który nie określa tejże osoby, który można odłączyć od niej, przynajmniej w przestrzeni społecznej. I z tego powodu należy właśnie używać wyrażenia „osoba z niepełnosprawnością”. Jest to dla mnie oczywiste i właściwie według mnie nie podlega dyskusji. Furda system językowy, tu idzie o rzecz wielokroć ważniejszą. Tu idzie o to, by nie stygmatyzować! Ta konkluzja jednak rodzi pewne konsekwencje i wymaga dookreśleń. 1. Najważniejszym problemem, który stwarza moja konkluzja, jest fakt, że nikt tak nie mówi. Jednak język publiczny, szczególnie język przepisów i deklaracji, ma i powinien mieć funkcję wychowawczą. Ten język powinien zmieniać nawyki komunikacyjne ludzi i pokazywać drogę, w jaki sposób kształtować najmniej stygmatyzujący sposób mówienia o grupie ludzi z niepełnosprawnością. Nie idzie tu, rzecz jasna, o odrzucany przeze mnie dekret lingwistyczny, ale o społeczno-polityczną decyzję, jak pisać czy mówić. O konstrukcję świata, którą uznajemy za mniej stygmatyzującą. 2. Problemem związanym z poprzednim jest to, że w codziennej komunikacji użytkownicy języka nie będą mówić: „osoba z niepełnosprawnością”. Jest to wyrażenie nieporęczne, bardziej skomplikowane niż „osoba niepełnosprawna”. Z tej konstatacji nie wynika jednak, że nie należy tak pisać, szczególnie w dokumentach oficjalnych, wyznaczających politykę społeczną wobec osób z niepełnosprawnością. Mówienie przyjdzie z czasem, szczególnie, jeśli wyrażenia „osoba z niepełnosprawnością” zaczną używać elity komunikacyjne. 3. Wreszcie trzeci problem to problem tłumaczenia angielskiego disabilities. Polska „niepełnosprawność” niechętnie się staje „niepełnosprawnościami”, a „osoba z niepełnosprawnościami” brzmi po polsku dziwnie. Są tu dwa rozwiązania. Można zignorować angielską liczbę mnogą, uznając, że polska „niepełnosprawność” zawiera w sobie mnogość jej aspektów. Po drugie, można też zignorować językoznawców, którzy uważają, że są rzeczy w języku „niedopuszczalne”. I można sobie po prostu zacząć mówić „niepełnosprawności” i „osoba z niepełnosprawnościami”. Mnie się te wyrażenia już zaczęły podobać! I na koniec, problem, jak mówić oraz jak pisać: „osoba niepełnosprawna” czy „osoba z niepełnosprawnością” czy „niepełnosprawnościami” w rzeczywistości nie powinien być rozstrzygany przez lingwistów ani tych, co nakazują i zakazują, ani tych, co tego nie chcą robić. Powinien zostać rozstrzygnięty przez osoby z niepełnosprawnością. To nie ja powinienem decydować o tym, jak mówić o ludziach zmagających się na co dzień z rzeczywistością i fizyczną i społeczną, w której żyją. Oczywiście, być może uznają oni ten problem za tak błahy, że aż szkoda się wypowiadać – nadal przecież nie można w Polsce wjechać do pociągu wózkiem inwalidzkim, a my się tu marcepanerią językową zajmujemy! A stygmatyzacja takim czy innym wyrażeniem to pestka wobec ogromu barier. Ale może się okazać, że część osób z niepełnosprawnością, z niepełnosprawnościami, uzna to za problem ważny. Więc należy przedstawić argumenty, zapytać ich i zrobić tak, jak sobie tego życzą. Jestem przekonany, że to moja argumentacja przeważy. Podsumowując, język konstruuje rzeczywistość. W wypadku określenia „osoba niepełnosprawna” nie dość, że wyrażenie zamyka takie osoby w ich jednej cesze, to na dodatek stygmatyzuje je. Wyrażenia „osoba z niepełnosprawnością” czy „osoba z niepełnosprawnościami” unikają tego zamknięcia, na dodatek robią to bez deficytu semantycznego. Nie ma żadnych powodów, byśmy nie zdecydowali się ich używać. Język polega również na takich decyzjach. Gdy jako dziecko obserwowałem znaki drogowe, widziałem również takie, które ostrzegały kierowców przed „inwalidami” („słabymi”). Dziś już tych znaków drogowych nie ma. I to dobrze, że ich nie ma, bowiem dziś wiemy, że ludzie z niepełnosprawnościami wcale nie są tak po prostu i całościowo „słabi”. Przeszliśmy ewolucję. Z nadzieją będę czekał na to, byśmy ją kontynuowali. https://www.pfron.org.pl/fileadmin/files/0/477_01-Dariusz_Galasinski.pdf
D.Galasinski@wlv.ac.uk