sobota, 24 kwietnia 2004

Jak to robią inni? AMUN NIE PROSIMY O LITOŚĆ, Klient kupuje towar, konkretną dobrze wykonaną pracę. To nie jałmużna. ale zakupy

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca - dark side of the moon- słuchamy, malujemy, rysujemy, piszemy i spoglądamy na jasną stronę Amun NIE PROSIMY O LITOŚĆ 2004 Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami założony został niemal pół wielu temu w Lichtensteinie przez siedemnastu artystów malujących ustami i nogami. Utworzyli oni też spółkę mającą dbać o interesy niepełnosprawnych twórców. Jej prezesem był do końca życia Erich Stegmann (w wieku dwóch lat utracił władzę w rękach). Artyści, kierując się ideą: “Nie prosimy o litość”, zdołali ze swej twórczości uczynić źródło utrzymania. Szef stowarzyszenia jest zarazem prezesem zarządu spółki, musi on być “uznanym na świecie artystą malującym nogami lub ustami”. Funkcje te pełni sparaliżowany malarz Eros Bonamili z Włoch. W zarządzie jest pięciu niepełnosprawnych artystów. “Polskie wydawnictwo wnosi 25-procentowy udział w dochodach całego stowarzyszenia w Lichtensteinie. Z tych środków każdemu artyście na podstawie zawartej z nim umowy przekazywane są ustalone środki. Stowarzyszenie jest także rodzajem zabezpieczenia, które wymaga istnienia funduszu. Dzięki temu nawet w najcięższych czasach stowarzyszenie będzie mogło wypełniać swe zobowiązania wobec artystów”, ...aRTYSTA Ireneusz Betlewicz jest związany z wydawnictwem AMUN od wielu lat. – Dzięki temu została wyjęta cegiełka z muru niemożności spowodowanej moją sytuacją zdrowotną. Kiedyś sam próbowałem ręcznie wyrabiać takie kartki, aby zarobić parę groszy. To jednak była manufaktura, monotonna i nieopłacalna – mówi. Choruje na postępujący zanik mięśni. Jako piętnastolatek przestał chodzić, potem zanik mięśni objął ręce. Nie wie, kiedy przestanie siedzieć. Od 18 lat maluje wyłącznie ustami.Choruje na postępujący zanik mięśni. Jako piętnastolatek przestał chodzić, potem zanik mięśni objął ręce. Nie wie, kiedy przestanie siedzieć. Od 18 lat maluje wyłącznie ustami. Współpraca z AMUN dała mu nowe możliwości. Regularne stypendium wypłacane co miesiąc ( ok. 2 tys. zł) zapewnia stabilizację, poznał nowych przyjaciół, ma możliwość wyjazdów na wypoczynek połączony z zajęciami plenerowymi, uczestniczy w wystawach polskich i zagranicznych. Co roku jest zobowiązany do dostarczenia AMUN czterech prac. Wydawnictwo decyduje, które zostaną wykorzystane do reprodukcji na kartki czy plakaty. Płaci za to dodatkowo 700 franków szwajcarskich. – Nie czuję się wykorzystany przez AMUN, mogę pozwolić sobie na w miarę beztroskie życie i możliwość kształtowania swego warsztatu. Nie jestem inwalidą żyjącym tylko z renty. Boli mnie, że ludzie pojmują działalność wydawnictwa jako starania o datki. Klient kupuje towar, konkretną dobrze wykonaną pracę. To nie jałmużna. ale zakupy – twierdzi Irek (prawdziwy artysta -potwierdzają Twórcownicy -znamy go z plenerów -gościliśmy w Katowicach) https://www.tygodnikprzeglad.pl/awantura-o-amun/ https://www.amun.com.pl/ Wydawnictwo AMUN Sp. z o.o. powstało w 1993 roku w Raciborzu i jest jedną z 46 placówek działających na świecie, które od 1956 roku zajmują się publikacją reprodukcji obrazów artystów malarzy tworzących ustami lub stopą. AMUN Sp. z o.o. w Raciborzu jest jedynym w Polsce wydawnictwem Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami www.vdmfk.com. Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami www.vdmfk.com. Promocja twórczości artystów polega na rozprowadzaniu ich prac w postaci kart świątecznych i okolicznościowych oraz kalendarzy poprzez direct mailing (bezpośrednia przesyłka pocztowa) do mieszkańców naszego kraju. W chwili kiedy powstał Związek zrzeszający artystów malujących ustami i nogami, znany był slogan: "NIE PROSIMY O LITOŚĆ". Jest on związany z miejscem niekonwencjonalnych artystów w dzisiejszej kulturze, a właściwie w sztuce, której kształt współtworzą wraz z innymi artystami na przestrzeni dziesięcioleci. Stworzenie organizacji z dość niezwykłymi osobowościami i zarazem posiadającymi dość nieprzeciętne umiejętności i zdolności, umożliwiło wspieranie rozwoju artystycznego osób, które pomimo niepełnosprawności zapragnęły tworzyć trzymając pędzel w ustach bądź stopach. Pojawiła się zarazem nie spotykana dotąd możliwość sprzedaży ich prac. Związek, zajmując się rozprowadzaniem obrazów, zapewnił tym samym niepełnosprawnym artystom podstawowe warunki, które umożliwiły swobodny rozwój i dały szansę na samodzielność. Wydawnictwo zajmuje się również organizowaniem wystaw i plenerów malarskich, Polską grupę tworzy 24 artystów malujących ustami lub stopą, którzy pochodzą z Tworzone przez artystów malujących ustami i nogami obrazy nie są przykrywką dla działań dobroczynnych na rzecz artystów. Władze przyjmują do Związku jedynie artystów, którzy prezentują odpowiedni poziom artystyczny. Liczy się przede wszystkim talent i jakość prac. Niepełnosprawność jest sprawą drugorzędną. Jedynie takie założenia pozwoliły wprowadzić tego rodzaju twórczość na międzynarodowy rynek sztuki. Nabycie prawa do reprodukcji obrazów artystów malujących ustami i nogami umożliwia Związkowi rozprowadzanie tych prac na kartkach pocztowych i kalendarzach. Natomiast oryginały są sprzedawane m.in. na aukcjach organizowanych w różnych krajach na całym świecie. różnych stron Polski. Wydawnictwo "AMUN" Sp. z o.o. nie jest instytucją charytatywną.
Ludzie kupowali te pocztówki po to, żeby pomagać. AMUN wykorzystywał jednak płaszczyznę emocjonalnego stosunku do osób niepełnosprawnych – uważa Janusz Trzciński, dyrektor generalny PFRON. Dobrze więc wiedzieć – nie stępiając oczywiście własnej wrażliwości – że czym innym jest instytucja dobroczynna, a czym innym organizacja gospodarcza: prężne wydawnictwo dbające i o dochody stowarzyszenia, do którego należy, i o zarobki zatrudnianych twórców ZAWÓD -MALOWANIE USTAMI LUN NOGAMI Zawód: artysta niepełnosprawny Nie proszę o litość, lecz o prawo do współistnienia ..............Piotr Pawłowski, prezes Zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, redaktor naczelny magazynu dla niepełnosprawnych "Integracja" ............Z wielkim zainteresowaniem, ale i ogromnym niepokojem przeczytałem artykuł Bartłomieja Kurasia w Gazecie Wyborczej pt. "Zarabiają miliony na niepełnosprawnych artystach", na temat działalności Wydawnictwa AMUN sp. z o.o. Ponieważ sam jestem artystą malującym ustami, a ponadto w artykule pojawił się wątek Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, które prowadzę od blisko dziesięciu lat, pozwalam sobie zabrać głos w tej sprawie. ...........Na początku chciałbym wyjaśnić, że Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji nie jest powiązane w żaden formalny sposób z Wydawnictwem Artystów Malujących Ustami i Nogami oraz nigdy nie współpracowało z nim w zakresie, który wiązałby się z osiąganiem korzyści majątkowych przez Stowarzyszenie. Jako instytucja niezależna nie jesteśmy też w stanie zweryfikować jak działa wydawnictwo. Jesteśmy jedynie w stanie potwierdzić, że 24 polskich artystów zrzeszonych w Światowym Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami otrzymują z Liechtensteinu comiesięczne stypendia na rozwój swoich artystycznych umiejętności. Dla większości z nich pieniądze te są jedynym sposobem utrzymania (wszyscy artyści posiadają znaczny stopień niepełnosprawności). ...........Polska nigdy nie była krajem "mlekiem i miodem płynącym" dla swoich obywateli, a w szczególności dla tych niepełnosprawnych. Mimo to, nie potrafiłbym żyć w żadnym innym, cywilizowanym socjalnie kraju Unii Europejskiej lub w USA. Moja pełnosprawna dusza jest bowiem tak polska, jak mój niepełnosprawny życiorys. Był lipiec 1982 roku. Miałem 16 lat i całe życie przed sobą. Niestety, skoczyłem do wody "na główkę". Od tamtego czasu jestem osobą całkowicie sparaliżowaną. Przez pierwsze lata po wypadku nadal nie chciałem uwierzyć w to co się stało. Nie mogłem zrozumieć, że nigdy nie będę już aktywny fizycznie, nigdy nie zagram w ukochanego "kosza". Byłem obolały, rozgoryczony, załamany. Byłem bezradny wobec własnej niepełnosprawności i otaczających mnie barier. ................Siedziałem w domu i bez powodzenia szukałem pomysłu na życie, do momentu, kiedy wziąłem długopis w usta i zacząłem samodzielnie pisać. Wreszcie mogłem samodzielnie napisać list do dziewczyny bez jakichkolwiek pośredników. Z nadmiaru wolnego czasu zacząłem też malować. Nie przypuszczałem, że to co maluję, może się komuś spodobać. Później ktoś powiedział mi o istnieniu Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami w Lichteinsteinie, które założył - blisko pół wieku temu - Niemiec bez rąk Erich Stegmann. Wraz z malującymi w ten sam sposób przyjaciółmi zaczęli sprzedawać swoje obrazy, by móc się z tego utrzymywać. Kierowali się ideą - "Nie prosimy o litość". Bez większej nadziei wysłałem tam swoje prace i ku mojemu zaskoczeniu zostałem przyjęty. Mając 25 lat stałem się niezależny finansowo, gdyż w zamian za prace wysyłane do siedziby Związku otrzymywałem miesięczne stypendium. Byłem z siebie dumny! Pomimo mojej całkowitej niesprawności zdobyłem źródło utrzymania. Wreszcie przestałem być ciężarem dla moich rodziców. ............Fakt ten dodał mi sił, pozwolił śmielej spojrzeć na siebie i swoje możliwości. Rozpocząłem studia na dwóch kierunkach, pokonując codziennie nafaszerowaną barierami architektonicznymi i mentalnymi rzeczywistość wokół mnie. Tak bardzo chciałem ją zmieniać, że stworzyłem we własnym mieszkaniu kilkustronicowy magazyn dla niepełnosprawnych. Nazwałem go "Integracja". Od tego momentu mija 10 lat. Po drodze spotkałem wielu dobrych ludzi, dzięki którym "Integracja" jest dziś kolorowym, profesjonalnie wydawanym, prawie stu stronicowym magazynem o nakładzie 15 tys egzemplarzy. ........Integracja" dała mi skrzydła, czułem, że mogę zrobić coś jeszcze. Zdecydowałem się założyć Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji. Mając środki na życie, szukałem funduszy na programy i akcje Stowarzyszenia oraz na wynagrodzenia dla pracowników, bez których funkcjonowanie Stowarzyszenia byłoby niemożliwe. Byli moimi rękami i nogami. Za główny cel postawiłem sobie realizowanie w Polsce idei integracji społecznej osób niepełnosprawnych i sprawnych jako normalności we wszystkich aspektach i relacjach życia społecznego. W tym celu "Integracja" podjęła się szeregu działań i inicjatyw - prowadzimy centrum informacyjne, kampanie społeczne oraz edukacyjne, wydajemy magazyn "Integracja", książki, przewodniki i broszury, a także stworzyliśmy portal www.niepelnosprawni.pl, programy radiowe i telewizyjne, organizujemy konferencje, spotkania oraz wystawy. ............Naszym celem stała się także aktywizacja osób niepełnosprawnych. Ja sam skończyłem studia, zacząłem doktorat, ożeniłem się i poświęciłem cały mój czas oraz wszystkie siły na walkę ze stereotypami i barierami. Zawsze chciałem i nadal będę dążyć, by niepełnosprawni poprzez pracę stali się równoprawnymi członkami naszego społeczeństwa, żeby zastąpili niehumanitarne renty pensjami pozwalającymi godnie żyć. ...........Z okazji obchodów Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych w grudniu 2003 roku Stowarzyszenie zorganizowało miedzy innymi Międzynarodową Wystawę Artystów Malujących Ustami i Nogami "Sztuka bez barier" w Muzeum Narodowym w Warszawie. Oprócz polskich artystów, zaprezentowani zostali również artyści z innych krajów. Wystawę cieszyła się wielkim powodzeniem - odwiedziło ją ok. 26 tys. osób. Wiele osób inaczej spojrzało na osoby niepełnosprawne - nie jak na osoby bezradne i wymagające pomocy, ale aktywne i samodzielne. Temu niezwykle ważnemu wydarzeniu patronowała Pani Jolanta Kwaśniewska. .............Cieszę się, że wystawa "Sztuka bez barier" pokazała inny, niż wszechobecny w mediach, wizerunek osób niepełnosprawnych, które pomimo różnych ograniczeń potrafią pokonać bariery i dzięki swojemu uporowi oraz ciężkiej pracy potrafią być aktywni i samodzielnie funkcjonować. Dołożę też wszelkich starań, aby promować w naszym społeczeństwie wizerunek osoby niepełnosprawnej aktywnej zawodowo. Malowanie ustami i nogami jest zawodem. Z całą pewnością nie jest charytatywą. Źródło: Gazeta Wyborcza, 2 kwietnia 2004 r. ---------------------------- Głos we własnej sprawie http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/11716?print_doc_id=8101 "Zarabiają miliony na niepełnosprawnych artystach" i "Malowane współczucie" - artykuły pod takimi tytułami ukazały się w marcu w "Gazecie Wyborczej". Autor próbował wykazać, że pieniądze, jakie wielu Polaków płaci za kartki rozprowadzane przez wydawnictwo AMUN Sp. z o.o., działające na rzecz artystów malujących ustami i nogami, zasilają prywatne konta za granicą, a w minimalnej części trafiają do kieszeni niepełnosprawnych. Artykuł wywołał duże poruszenie, zwłaszcza na dyskusyjnych stronach internetowych, gdzie wielu ludzi deklarowało, że przestaje kupować kartki niepełnosprawnych artystów. Największym zaskoczeniem dla samych artystów było to, że w opisywanej sprawie, mimo że bezpośrednio dotyczyła twórców niepełnosprawnych, nie zapytano ich o zdanie ani nie zwrócono się do nich po komentarz. "Integracja" umożliwiła im wypowiedzenie się w sprawie, która ich dotyczy. Ireneusz Betlewicz: - Jeśli dziennikarz staje w obronie jakichś ludzi, to najpierw powinien ich zapytać, czy faktycznie czują się pokrzywdzeni i wykorzystywani. A on tego podstawowego dziennikarskiego obowiązku nie dopełnił - w ogóle nie zapytał nas o zdanie. Potraktował nas jak ludzi upośledzonych umysłowo, których nie trzeba o nic pytać, bo gdzieś tam sobie siedzą w jakiejś manufakturze, a AMUN robi na nich kasę i daje im lizaki. Jolanta Borek-Unikowska: - Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami zatroszczył się o nas jak nikt wcześniej, płaci za reprodukcje, udziela stypendiów, organizuje wystawy i plenery. Jeśli ktoś nas w tej sprawie wykorzystał, to ten pan, który w ogóle nie zapytał o nasze zdanie ani o zgodę, czy może nas w tej sprawie reprezentować. Byłam tym artykułem bardzo zdenerwowana, pomyślałam, że to niemożliwe, aby nic w Polsce się nie zmieniło i wciąż pisano w starym stylu: niech niepełnosprawni przymierają głodem, byle tylko nie oddać kapitaliście z Zachodu jednego euro. Stanisław Kmiecik: - Wydawnictwo od początku jest firmą międzynarodową. Wiemy, że pieniądze wędrują najpierw do Liechtensteinu, a tam później są rozdzielane jako stypendia dla wszystkich artystów, bo w Liechtensteinie jest centrala firmy, a w poszczególnych krajach jego oddziały. I jaka tu jest afera? My pieniądze dostajemy i nie są to żadne grosze. Ireneusz Betlewicz: - Rozmawiałem z autorem artykułu kilka dni po publikacji i powiedział mi, że tak naprawdę to nie występował w mojej obronie i w obronie niepełnosprawnych, ale w obronie ludzi, którzy kupują nasze kartki. Czyli, że ludzie którzy je kupują są oszukiwani. Z jego argumentacji wynikało, że ludzie za otrzymane kartki dają po prostu jakieś datki dla niepełnosprawnych, a nie, że płacą nam za towar, który im dostarczamy. AMUN przecież nie wysyła pustych kopert, lecz kartki, które są towarem. A za towar bierze się pieniądze. Przy kartkach zawsze jest podana cena. Jeśli ludziom towar się podoba, to biorą go i za niego płacą. Taka jest kolejność. Przy wysyłanych kartkach jest także napisane, że ich zakup nie jest obowiązkowy. Krzysztof Kosowski: - Nasze kartki z Polski są również sprzedawane w innych krajach, a u nas kartki twórców z tamtych krajów. Tak to działa. Autor nie zadał sobie trudu, aby poznać schemat organizacyjny światowego AMUN, tylko zrobił sensację. I, niestety, nam zaszkodził. Jadwiga Markur: - My nie prosimy o jałmużnę i nie mówimy: "Dajcie nam pieniądze". My na nie pracujemy. I to ciężko. Żeby namalować obraz nogą albo ustami, trzeba naprawdę dobrze się napracować. Dajemy więc swoją pracę, swoje obrazy, z których są reprodukowane kartki. Poza tym dajemy nie tylko towar, ale także radość, bo wiemy, że nasze kartki wielu ludziom bardzo się podobają. Nie płacą więc, jak to zasugerował autor artykułu, z litości, na kalectwo. Jeśli będę chciała litości, to przestanę malować, zacznę płakać i pójdę do opieki społecznej. Poza tym są osoby, które otrzymują nasze kartki, lecz ich nie kupują. Nikt ich za to do sądu nie ciągnie ani nie nakazuje im zwrócić kartek. Ireneusz Betlewicz: - Współpracujemy z wydawnictwem z własnej woli, na ustalonych od początku zasadach, które wszystkim odpowiadają. Mało tego, dzięki współpracy możemy mieć godziwe życie i nadal poświęcać się twórczości. Gdy siedzieliśmy bezczynnie w domach, to było źle, gdy sami próbujemy brać życie w swoje ręce, to okazuje się, że też jest źle. Komuś najwidoczniej coś się pomyliło. Jolanta Borek-Unikowska: - Ja dzięki temu, że zostałam członkiem światowego związku artystów niepełnosprawnych po raz pierwszy po dwunastu latach siedzenia w domu nawiązałam kontakty z ludźmi i wyjechałam z mojej miejscowości. Malowanie dało mi nie tylko przyjemność i pieniądze na życie, ale także satysfakcję, że jestem komuś potrzebna. Poczułam, że jestem pełnowartościowym człowiekiem. A teraz obawiam się, że wrócę do tego, co miałam przedtem - czyli do wegetacji. Katarzyna Warachim: - Autor artykułu powinien się cieszyć, że 24 osoby nie obciążają dodatkowo państwa, tylko radzą sobie same. A zysk mają dwie strony - my i wydawnictwo. Nam nie przeszkadza, że AMUN zarabia. Przecież każda firma, zatrudniając pracownika, czerpie zyski z jego pracy. Ważne jest to, czy pracownik jest zadowolony z pracy i z zapłaty. A my jesteśmy. Krzysztof Kosowski: - Nie rozumiem, jak ogólnopolski dziennik mógł dopuścić do publikacji tak nierzetelnego materiału? Rozumiem, że małej lokalnej gazecie może się coś takiego przytrafić, ale nie największemu dziennikowi? Dziennikarz nie sprawdził wielu informacji. Katarzyna Warachim: - To, że artykuł pojawił się tuż przed Świętami Wielkanocnymi, kiedy wysyłane są nasze kartki, nie jest przypadkowe. Straty są nieodwracalne, nawet jeśli pojawią się sprostowania. Dziennikarz zrobił nam niedźwiedzią przysługę. Stanisław Kmiecik: - Malujący niepełnosprawni artyści ze swoimi kartkami są konkurencją dla innych wydawnictw. Biznes to biznes, a wtedy bez skrupułów stosuje się chwyty poniżej pasa. Wysłuchał: Piotr Stanisławski ----------------------------------------------------------------- List do Jolanty Kwasniewskiej wystosowany przez Floriana Stegmanna, wnuka założyciela Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami z Lichtensteinu......................Grünwald, 29 marca 2004 r. Szanowna Pani! W związku z niepochlebnymi publikacjami, które ukazały się w polskich gazetach na temat Stowarzyszenia AMUN, chciałbym podać Państwu pewne informacje. Jak Państwo wiedzą, mój dziadek Erich Stegmann, który w wieku 2. lat zachorował na chorobę Heinego-Medina i od tego czasu stracił władzę w rękach, założył w 1956 roku to Stowarzyszenie. Niniejszym wysyłam książkę (w angielskiej wersji językowej) opisującą jego historię jako artysty malującego ustami. Nie chciał żadnej litości i nie chciał być traktowany jako outsider. W czasach, kiedy zakładał tę organizację dla swoich niepełnosprawnych kolegów, nie było prostą sprawą zapewnienie im godnego życia. Osoby te, często z poważnymi niepełnosprawnościami, odnalazły sens życia w malarstwie. W roku 1956 siedemnastu artystów malujących ustami i nogami założyło spółkę z siedzibą w Liechtensteinie. Pierwszym dożywotnim prezesem był Erich Stegmann. Dzisiaj, prawie 50 lat później, na całym Świecie działa ponad 600 artystów. Ponieważ artyści z powodu swojej niepełnosprawności nie są w stanie zająć się sprzedażą swoich prac, zostały utworzone wydawnictwa, które się tym zajęły. W Polsce jest to wydawnictwo AMUN z siedzibą w Raciborzu. Posiada ono prawa do wykonywania reprodukcji dzieł artystów. Wydawnictwo sprzedaje kartki świąteczne i kalendarze. W oparciu o wieloletnie badania rynku dystrybucja odbywa się wyłącznie drogą pocztową. Polskie wydawnictwo wnosi rokrocznie 25-procentowy udział w dochodach całego stowarzyszenia (w Liechtensteinie). Z tych środków każdemu artyście na podstawie zawartej z nim umowy przekazywane są ustalone środki. Stowarzyszenie jest także rodzajem zabezpieczenia, które wymaga istnienia funduszu, dzięki któremu nawet w najcięższych czasach stowarzyszenie będzie mogło wypełniać swoje zobowiązania wobec artystów. Jeszcze kilka uwag na temat zasad działania stowarzyszenia: Zrzeszeni artyści wybierają podczas konwentu delegatów swój zarząd. Delegaci na tym konwencie radzą i decydują na temat wszystkich spraw organizacyjnych. Z wyłączeniem radców prawnych wszyscy członkowie konwentu delegatów są niepełnosprawnymi artystami. Zarząd składa się maksymalnie z siedmiu osób. Przewodniczący zarządu jest jednocześnie prezesem stowarzyszenia i musi być uznanym na świecie artystą malującym nogami lub ustami. Spotkania zarządu odbywają się co najmniej dwa razy w roku. Propozycje, wnioski i decyzje zarządu muszą zostać zatwierdzone przez konwent delegatów. Zatem wszystko odbywa się zgodnie z prawem i demokratycznie. Radca prawny, Dr. Batliner jest od momentu założenia stowarzyszenia odpowiedzialny za kwestie prawne. On sam zawsze lojalnie doradzał mojemu dziadkowi i mogę jedynie stwierdzić, że się bardzo zaangażował w propagowanie idei mojego dziadka. Dzięki jego wpływowi stowarzyszenie wyjątkowo dobrze prosperuje i ma dobre widoki na przyszłość. Chciałbym serdecznie podziękować Pani za dotychczasowe zaangażowanie i zrozumienie problemów osób niepełnosprawnych w imieniu wszystkich polskich artystów malujących ustami i nogami. Z poważaniem Florian Stegmann .... ALE ...KTO CZERPIE ZYSKI W RACIBORZU????????????????????????????????????//nieuczciwość szkodzi idei i zniechęca do pomagania
Po publikacji artykułu w "Gazecie" dzwolnili do nas ludzie z całej Polski - mówi Janusz Smaga, prokurator rejonowy w Raciborzu. - Jednak procedury wymagają, by zgłoszenie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożyć nie telefonicznie, a na piśmie. Takich zgłoszeń odebraliśmy kilka i wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające, a następnie dochodzenie. Także do "Gazety" zgłosili się oburzeni czytelnicy, którzy regularnie wpłacali pieniądze na konto AMUN. - Wiedziony przesłaniem o dobroczynnej działalności AMUN-a przekazałem im, bez kupowania kartek, dużą darowiznę - relacjonuje Robert z Raciborza. - Urząd Skarbowy podczas kontroli wykazał, że nie mam prawa do odliczenia darowizny, ponieważ AMUN to komercyjna firma. "Gazeta" dotarła do sprawozdania z działalności firmy, w którym Dorota Bakaj - dyrektor wydawnictwa - ubolewa, że wielu niezamożnych rezygnuje z wpłat na rzecz firmy: "18-procentowe bezrobocie i nam daje się we znaki. Bardzo dużo osób rezygnuje z otrzymania naszych ofert ponieważ stracili pracę lub otrzymują bardzo niską rentę, czy emeryturę." Udało nam się ustalić, że Dorota Bakaj zysk, którego nie chce ujawnić, czerpie nie tylko z pracy w wydawnictwie. W 1998 r. AMUN wynajął w Raciborzu na 10 lat prawie 140-metrowe mieszkanie od ... państwa Doroty i Zygmunta Bakajów. Działalność wydawnictwa "Gazeta" opisała przed miesiącem. Od 10 lat kilkaset tysięcy osób w Polsce wpłaca na konto wydawnictwa "AMUN" - sp. z o. o. - miliony złotych za przesyłane im kartki świąteczne. Pieniądze trafiają do Lichtensteinu. Wydawnictwo zatrudnia sześć zupełnie zdrowych osób. W 2001 r. przychody firmy przekroczyły już 15 mln zł, a zysk netto wyniósł ponad 4 mln zł. AMUN utrzymuje z tego garstkę niepełnosprawnych artystów (23 osoby), którzy jak twierdzi wydawnictwo otrzymują z Lichtensteinu stypendia .. Setki tysięcy rodzin w Polsce wpłaca co roku miliony złotych na konto firmy AMUN - Wydawnictwa Artystów Malujących Ustami i Nogami. Są przekonani, że kartki świąteczne wspierają kalekich twórców Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia komplet - złożony z sześciu kartek, dwóch arkuszy bilecików do prezentów i kalendarza - wydawnictwo AMUN wyceniło na 23,5 zł. Podobnie teraz, na Wielkanoc. Do przesyłek, które właśnie trafiają do setek tysięcy domów i firm w całej Polsce, dołączone są gotowe przekazy pocztowe. Większość z nich jest wypełniana przez adresatów i zasila konto wydawnictwa, a dokładniej firmy - AMUN spółki z o.o. W listach dołączanych do przesyłek firma zapewnia, że reprezentuje osoby potrzebujące pomocy. Reprodukcje namalowanych przez nie obrazów zamieszcza na kartkach świątecznych. - Taką kartkę wysłałem do znajomej we Francji - mówi pan Zbigniew, który zadzwonił do "Gazety". - Odesłała mi identyczną. I napisała, że we Francji jest już głośno o tym wydawnictwie, bo większość zysków ze sprzedaży zamiast do osób niepełnosprawnych trafia na prywatne konto. ...Pojechałem na Śląsk. Wydawnictwo mieści się w kilku pokojach starej kamienicy w Raciborzu. Zatrudnia sześć zupełnie zdrowych osób. Stylowe wnętrza odnowione na wysoki połysk. Dorota Bakaj, dyrektor wydawnictwa, na rozmowę zgadza się niezbyt chętnie. - Przed 1993 r. byłam nauczycielką w jednej z raciborskich podstawówek. Znam trochę języki obce, przed dziesięcioma laty zwrócono się do mnie z taką propozycją z Zachodu - mówi. - Takie wydawnictwa jak nasze od lat już tam istnieją. Wszędzie niepełnosprawni artyści otrzymują stypendia. Ale nie mogę zdradzić w jakiej wysokości. Główna siedziba wszystkich wydawnictw jest w Liechtensteinie. - Dlaczego w Liechtensteinie? - Bo tam nie trzeba płacić wysokich podatków. O powiązaniach AMUN z organizacją w Niemczech nie chce mówić. Ile firma przynosi dochodu? To tajemnica handlowa. Sprawdziłem wyniki finansowe wydawnictwa raciborskiej spółki. Ta mała firma od lat wykazuje wielomilionowe zyski. W 1999 r. przychody ze sprzedaży kartek wyniosły ponad 10 mln zł. Na czysto AMUN zarobiło ponad 3 mln zł. W 2001 r. przychody przekroczyły już 15 mln zł, a zysk netto 4 mln zł. W 2002 r. do swoich stałych klientów wydawnictwo zaliczyło już 440 tys. osób, ale kartki wysłało do kolejnych 200 tys. osób. Z wielomilionowych przychodów ze sprzedaży kartek ich kalecy autorzy mają jednak niewiele. W ostatnich latach wydawnictwo przeznaczało na garstkę malujących ustami i nogami (22 osoby) od 140 tys. do 180 tys. zł rocznie w ramach tzw. Funduszu Rehabilitacyjnego. Na jedną osobę przypadało więc około 7 tys. zł rocznie. Ale nawet ta kwota nie trafiła do nich. Z tych pieniędzy organizowane były m.in. wyjazdowe plenery, gdzie powstają kolejne obrazy, których reprodukcje są dystrybuowane w całej Polsce. ....................................................... Malarstwo - sposób na życie Praktycznie cały wielomilionowy zysk jest przekazywany jako dywidenda do Niemiec. Główna siedziba firmy, należącej do rodziny Batlinerów, mieści się w Liechtensteinie. Zarządzający jej finansami Herbert Batliner to jeden z najbogatszych ludzi w Liechtensteinie. Na kluczowych stanowiskach w firmie umieścił swych bliskich. Polskie kartki są dystrybuowane także w Europie Zachodniej. Z informacji opublikowanych w zachodniej prasie - m.in. w niemieckim "Sternie" - wiadomo, że francuskie wydawnictwo zarabia rocznie na wysyłkowej sprzedaży kartek świątecznych ok. 5 mln euro, włoskie z siedzibą w Weronie - ok. 2,5 mln euro. Przez ostatnich dziesięć lat AMUN wyrobiło sobie w Polsce markę organizacji pomagającej potrzebującym. Od grudnia 2003 r. do lutego 2004 r. zorganizowało w Muzeum Narodowym w Warszawie wystawę malujących ustami i nogami artystów Wszystko po to, by zdobyć wiarygodność wśród swoich klientów. - Mamy swoje znajomości, które pomogły nam dotrzeć do Muzeum Narodowego - Dorota Bakaj i z dumą pokazuje najnowszy katalog wydawnictwa opatrzony słowem wstępnym Jolanty Kwaśniewskiej. - To pomaga nam się rozwija......Bartłomiej Kuraś 25-03-2004 .......http://www.obpon.org/?url=art&id=1903 .....................
.https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2065637.html kontrowersje - nie wiadomo co lepsze -ochłapy czy nic

niedziela, 18 kwietnia 2004

the MAZE Passion of Christ series wiliam kurelek profesjonalne art schizofrenia 1927-1977

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca
William Kurelek 1927-1977 The Maze Osoby z formalnym wykształceniem artystycznym, a także uznani artyści nie są odporni na choroby psychiczne i mogą również zostać zinstytucjonalizowani. Na przykład William Kurelek ,William Kurelek, CM (March 3, 1927 – November 3, 1977) was a Canadian artist and writer. His work was influenced by his childhood on the prairies, his Ukrainian-Canadian roots, his struggles with mental illness, and his conversion to Roman Catholicism. His father, Dmytro Kurelek, was born in Boriwtsi, Bukovina. Mary Huculak, his mother, was born in Canada, and received her elementary education in a local rural school. Her family had come with the first wave of Ukrainian immigration to Canada and was also from Boriwtsi. Dmytro and Mary were cousins. Dmytro arrived to work on the Huculak farm early in 1923. The couple married in the summer of 1925, his mother not quite nineteen at the time.William Kurelek was born near Whitford, Alberta in 1927, the oldest of seven children in a Ukrainian immigrant family: Bill, John, Winn, Nancy, Sandy, Paul, Iris. His family lost their grain farm during the Great Depression and moved to a six-hundred-acre former dairy farm near Stonewall, Manitoba, around 1933.[3] A cousin let the family off from his wagon at the gate of their new farm in pitch darkness... The back of their farm bordered on the bog, today Oak Hammock Marsh. Some of his paintings in the books A prairie boy's summer, and A prairie boy's winter, depict Kurelek and other children in the setting of the bogland.[6] Treelines along the horizon recorded by him in these paintings are still recognizable in the area. "Victoria School could be seen from our milkhouse a mile away." It was the one-room schoolhouse that Kurelek and his brother, John, attended. When about to enter high school, their father announced that they would do so in Winnipeg, where he purchased a house on Burrows Ave., seeing this as the economically wiser course than throwing money away on rent.
x Weekends, food was brought in by their parents from the farm to help offset the cost of living in the city. Eventually, their sister Winnie joined her brothers. They attended Isaac Newton High School a few blocks away. Kurelek was at the top of his class in German, and did well in all the other subjects. Just around the corner from the house was St. Mary The Protectoress Ukrainian Orthodox church where he attended Ukrainian school, and found a very positive father figure in Rev. P. Majewsk Kurelek graduated from high school in 1946, and enrolled in the fall of that year in the Arts General Course at the University of Manitoba, graduating with his degree in May 1949By this time the family farm had been sold and his father had moved the family to Vinemount, Ontario near Hamilton. Kurelek had developed an early interest in art,
.. which was not encouraged by his hard-working parents. Despite this, he enrolled at the Ontario College of Art in Toronto. His explanation to his father was that there was money to be made in commercial art. In fact, he had no intention of going into commercial art. During this time, he worked at odd jobs to support himself, such as at a carwash on University Ave. At the OCA, he found himself to be the only student with a university degree. Here, he studied the great contemporary Mexican artists: Diego Rivera, David Alfaro Siqueiros, José Clemente Orozco. His innate appeal and love of murals may have originated in his boyhood, when in his absence his father ventured one day upstairs and into his son's room to discover, much to his horror, the walls covered in unseemly illustrations.

[15] Kurelek's friends at the OCA told him about a School of Fine Arts in San Miguel, Mexico, which might grant him a scholarship if he produced something worthwhile.[16] Fired by the thought of studying with one of the great Mexican mural painters, he painted his first self-portrait.[17] Though he studied at the Ontario College of Art in Toronto and at the Instituto Allende in Mexico, he was primarily self-taught from books. Zaporozhian Cossacks, a gift to his father, is the last painting Kurelek did before leaving for Europe for the first time, and shows the influence of the Mexican-....
......ANGLIA By his mid-twenties he had moved to England. In 1952, suffering from clinical depression and emotional problems, he admitted himself into the Maudsley Psychiatric Hospital in London. TERAPIA There he was treated for schizophrenia.[]In his autobiography, Kurelek writes that, leading up to the painting of The Maze, he was growing disillusioned with psychotherapy and was desperate for a cure. Part of the anxiety came from the fear that he would not have enough money to stay much longer, so in his mind, "something [had] to be done." But his main doctor, Dr. Cormier, was unhelpful in his "serenity and aloofness." Kurelek writes, "Just as the protest marchers of today despair of attracting attention by peaceful means, and sometimes set themselves alight with gasoline or do physical damage to property, I decided violence against myself was the only recourse I now had." One evening Kurelek cut his arm, and when he revealed this to Cormier the next day, the doctor inquired into the circumstances but didn't panic.[] After the episode Kurelek was invited back as an inpatient to be treated by a different doctor, Dr. Carstairs, who appears in the film William Kurelek's The Maze. Carstairs provided Kurelek with a room that doubled as a studio where he could paint. Kurelek felt very strongly that he had to justify his being there for the doctors, so he commenced painting The Maze, "depicting all [his] psychic problems in a neat package.......... In hospital he painted, producing The Maze, a dark depiction of his tortured youth.[] His experience in the hospital was documented in the LIFE Science Library book The Mind, published in 1965. At Maudsley, Margaret Smith, Kurelek's occupational therapist would change the course of Kurelek's spiritual life.[] One day, she brought him a book of poems, wrapped in a dust jacket that she had made herself out of a Catholic newspaper. "I was a staunch atheist at the time…," Kurelek recalled, and upon discovering her Catholic faith, teased her about it. Later, he asked her if she was praying for him, and she answered, "Yes, I am." From here, they began to attend church services together.[] He took a correspondence course from the church, and met with Father Edward Holloway,[] a theologian trained at the English College in Rome, who helped him over some final stumbling blocks. In February 1957, Kurelek entered the Roman Catholic Church by a ceremony of conditional baptism. Margaret Smith, and his friend David John, a sculptor who did work for the church, were his godparents.............................
..........................TERAPIA ARTE PSYCHO He was transferred from the Maudsley Hospital to the Netherne Hospital, where he stayed from November 1953 to January 1955, to work with Edward Adamson (1911–1996), a pioneer of art therapy. At Netherne he produced three masterpieces - Where Am I? Who Am I? Why Am I?[27] (donated to the American Visionary Arts Museum by Adamson at its inauguration in 1995), I Spit On Life,] and A Ball of Twine and Other Nonsense.[] In 1984, when the Adamson Collection was exhibited as Selections from the Edward Adamson Collection, at the Art Gallery of Ontario, Adamson donated to the Ontario Psychiatric Association a large pencil drawing by Kurelek of one of the interiors of Netherne Hospital, showing a group of patients at leisure.......................By the end of 1956, Kurelek was working for F.A. Pollak Limited, an elegant framing shop near Buckingham Palace. He worked here for 25 months. Frederick Pollak, an Austrian Jew, who had fled from Germany in the thirties and settled in London in 1938 establishing his shop for the framing and restoration of antiques, had made frames for the Louvre.[26] Framing was an art that dated back to the Renaissance, and a single frame could cost thousands of pounds and require months of work. Pollak's became another school for Kurelek, where he learned the closely guarded secrets of gilding, which eventually found their way into his techniques as a painter. His apprenticeship at Pollak's, building and restoring frames, would serve him in a practical way until a few years before his death. When he returned to Canada in 1959, the Isaacs Gallery in Toronto immediately recognized the skills in framing that he had acquired in Europe. In later years, Avrom Isaacs commented that Kurelek would take more time building a frame than actually painting its canvas. Isaacs became Kurelek's agent for life; it was a business arrangement that remained unwritten. Glimmering Tapers round the Day's Dead Sanctities from 1970 is part of his Nature, Poor Stepdame series, and indicates that he was still building frames for his own paintings though quite renowned as an artist by this time.....................
interpretacja themaze Many have cited Hieronymus Bosch and Pieter Bruegel the Elder as influences for Kurelek's work in general, The Maze specifically.[27] In his account of the painting in his autobiography Someone with Me, Kurelek cites Jonathan Swift as a major influence on the work, as well as Shakespeare. Kurelek writes, "the psychological symbols of The Maze gradually shifted to more spiritual ones. They took on the appearance of Swiftian satire........................CANADA kanada powrot ..........Kurelek's first exhibition at the Isaac's Gallery was from March 26 to April 7, 1960. The show had 20 paintings. Among them, both his self-portraits (1950 and 1957); 3 Trompe-l'œil, paintings of a kind which had won him a place for three years in succession in the Royal Academy Summer Exhibition; Remorse from his hospital period; the Brueghel-like Farm Children's Games in Western Canada,[35] a forerunner of his children's paintings to come; Saw-Sharpener, a look at his days as a lumberjack; When I Have Come Back Home; The Modern Tower of Babel; Behold Man Without God,[36] this last reflecting the beginning of a change in attitude to prayer and the church. Though he was working on his The Passion of Christ According to St. Matthew[ series by this time, none of these religious paintings were included as they would be unsaleable. Canadian poet John Robert Colombo, for whom Kurelek had recently illustrated his first book of poetry, best describes the opening::::::::::::::: "There were a lot of strange looking people, not the usual art crowd. Bill looked terribly out of place at his own opening. He had a reddish complexion and looked like a lumberjack; he looked as if he were in the wrong country, the wrong century, the wrong situation. It didn't look as if he had produced this work!"[] The Isaacs' popular opening nights drew city sophisticates, affecting the bohemian dress of their day. This time they contrasted sharply with Kurelek, his parents, and their Ukrainian friends...............................cd wikipedia później odznaczony Orderem Kanady za twórczość artystyczną, jako młody człowiek został przyjęty do Szpitala Psychiatrycznego Maudsley, gdzie był leczony z powodu schizofrenii . the Maze, Passion of Christ series
W szpitalu namalował, produkując The Maze , mroczny obraz swojej torturowanej młodości . Został przeniesiony z Maudsley do Netherne Hospital od listopada 1953 do stycznia 1955, aby pracować z Edwardem Adamsonem (1911–1996), pionierem arteterapii i twórcą kolekcji Adamson.
the maze - The Maze (Canada, 1953), Gouache on board, 91 × 121 cm, Bethlem Royal Hospital in London"...............I had to impress the hospital staff as being a worthwhile specimen to keep on."[] The Maze was painted in gouache colors. Kurelek describes it as "a painting of the inside of my skull."[] That skull has been split open vertically to reveal various compartments inside. Through the eyes, nose, and mouth we can see the rest of the body lying in a wheat field...............
Inside the skull itself, each compartment holds a scrap of paper, representing a memory or thought. The center compartment, however, holds only a white rat, which represents Kurelek's spirit.] The rat is wound up and inert, having run through the maze of the skull chewing a piece of each scrap of paper and finding it undigestible...The skull in the painting has been opened up by ribbon, to suggest the work of the doctors at the mental hospital, attempting to make a proper diagnosis.
Kurelek depicted the rat spirit as inert, unwilling to leave his prison even though it has been opened up for him. This was Kurelek's way of showing his doctors what their job was. He writes, in his autobiography, "Now clean me out, I challenge you scientists, and put me back together again – a happy, balanced, mature, fulfilled personality. Lift that rat out and unwind him and let him run free! Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art William Kurelek’s autobiographical painting The Maze was painted in 1953, when he was 26 and a patient at Bethlem’s sister hospital The Maudsley. The left hand section contains scenes from his past and present life forming a maze in which a white rat (representing himself) is trapped at the centre. On the right his view of the outside world is depicted Tłumaczenie z języka angielskiego-„Maze” Williama Kurelka to film dokumentalny o życiu znanego kanadyjskiego artysty Williama Kureleka, „dramatycznie opowiedzianego poprzez obrazy i objawienia przed kamerą”. Film dokumentuje zmagania artysty z próbą samobójstwa i coś, co nazwał „kryzysem duchowym. https://museumofthemind.org.uk/learning/the-maze William Kurelek 1927-1977 The Maze galeria kurelka Edward Adamson (1911–1996), pionier arteterapii i twórcą kolekcji Adamso

niedziela, 28 marca 2004

august klotz/ Klejt schi z z germany 1866-1928 & inni nie zawsze podpisani outsiderzy

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego KsiężycaAugust Klett (Pseudonym: August Klotz) (German schizophrenic outsider artist , 1866-1928) Case 36, 1866-1928 Pencil, pencil, watercolors with opaque white, chalk on drawing paper — 2 years ago with 72 notes AUGUTS KLETT (1866–1928), THE REPUBLIC OF THE ROOSTERS IN THE SUN HAS DINED AND DANCES WITHOUT COSTUMES.
#outsider art #klett #klotz #schizophrenic masters #naive art vision Ask me anything Par la force d'une cuisson mutuelle les ingrédients deviennent amers et vieux. La chaleur coagule les liquides; Qui sont comme des poussières sur une fenêtre éclairée Devenu "cendre morte", je serai uni au silence suprême x SZTUKA OUTSIDERÓW to sztuka twórców sztuki samouków lub naiwnych . Zazwyczaj osoby określone jako artyści outsiderów mają niewielki kontakt lub nie mają go wcale z głównym nurtem sztuki lub instytucjami artystycznymi. W wielu przypadkach ich dzieło jest odkrywane dopiero po ich śmierci. Często sztuka outsiderów ilustruje skrajne stany psychiczne , niekonwencjonalne pomysły lub wyszukane światy fantasy . Termin sztuka outsiderów został ukuty przez krytyka sztuki Rogera Cardinal w 1972 roku jako angielski synonim art brut ( francuski: [aʁ bʁyt] , „raw art” lub „rough art”), wytwórnia stworzona przez francuskiego artystę Jeana Dubuffeta w celu opisania sztuki powstały poza granicami oficjalnej kultury; Dubuffet skupił się szczególnie na sztuce tworzonej przez osoby spoza uznanej sceny artystycznej, używając jako przykładów pacjentów szpitali psychiatrycznych i dzieci. Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art x Zainteresowanie SZTUKĄ OSÓB CHORYCH PSYCHICZNIE, obok dzieci i twórców „ sztuki chłopskiej ”, po raz pierwszy wykazała grupa „ Der Blaue Reiter ”: Wassily Kandinsky , Auguste Macke , Franz Marc , Alexej Jawlensky i inni. To, co artyści dostrzegali w pracach tych grup, to ekspresyjna siła zrodzona z ich dostrzeganego braku wyrafinowania. Przykłady tego zostały przytoczone w 1912 roku w pierwszym i jedynym numerze ich publikacji, Der Blaue Reiter Almanac . Podczas I wojny światowej Macke zginął w Szampanii w 1914 roku, a Marc w Verdun w 1916 roku; lukę pozostawioną przez te zgony wypełnił do pewnego stopnia Paul Klee , który nadal czerpał inspirację z tych „prymitywów”. Zainteresowanie SZTUKĄ OBŁĄKANYCH WIĘŹNIÓW azylu rosło w latach dwudziestych XX wieku. W 1921 roku dr Walter Morgenthaler opublikował swoją książkę Ein Geisteskranker als Künstler ( Pacjent psychiatryczny jako artysta ) o Adolfie Wölflim , psychotycznym pacjencie psychiatrycznym znajdującym się pod jego opieką. Wölfli spontanicznie zajął się rysowaniem i ta czynność zdawała się go uspokajać. Jego najwybitniejszym dziełem był ilustrowany epos liczący 45 tomów, w którym opowiedział swoją wyimaginowaną historię życia. Z 25 000 stron, 1600 ilustracji i 1500 kolaży jest dziełem monumentalnym. Wölfli wyprodukował również dużą liczbę mniejszych dzieł, z których niektóre zostały sprzedane lub wręczone jako prezenty. Jego prace można oglądać w Fundacji Adolfa Wölfliego w Muzeum Sztuk Pięknych w Bernie . Decydującym momentem była publikacja Bildnerei der Geisteskranken ( Artistry of the Mentally Ill ) w 1922 roku, autorstwa Hansa Prinzhorna . Było to pierwsze formalne badanie prac psychiatrycznych, oparte na zestawieniu tysięcy przykładów z instytucji europejskich. Książka i kolekcja dzieł sztuki wzbudziły duże zainteresowanie awangardowych artystów tamtych czasów, w tym Paula Klee, Maxa Ernsta i Jeana Dubuffeta . SZTUKA OUTSIDERÓW - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art x Decydującym momentem była publikacja Bildnerei der Geisteskranken ( Artistry of the Mentally Ill ) w 1922 roku, autorstwa Hansa Prinzhorna . Było to pierwsze formalne badanie prac psychiatrycznych, oparte na zestawieniu tysięcy przykładów z instytucji europejskich. Książka i kolekcja dzieł sztuki wzbudziły duże zainteresowanie awangardowych artystów tamtych czasów, w tym Paula Klee, Maxa Ernsta i Jeana Dubuffeta . Osoby z formalnym wykształceniem artystycznym, a także uznani artyści nie są odporni na choroby psychiczne i mogą również zostać zinstytucjonalizowani. Na przykład William Kurelek , później odznaczony Orderem Kanady za twórczość artystyczną, jako młody człowiek został przyjęty do Szpitala Psychiatrycznego Maudsley, gdzie był leczony z powodu schizofrenii . W szpitalu namalował, produkując The Maze , mroczny obraz swojej torturowanej młodości . Został przeniesiony z Maudsley do Netherne Hospital od listopada 1953 do stycznia 1955, aby pracować z Edwardem Adamsonem (1911–1996), pionierem arteterapii i twórcą kolekcji Adamson. Sztuka outsiderów - Osoby z formalnym wykształceniem artystycznym, a także uznani artyści nie są odporni na choroby psychiczne i mogą również zostać zinstytucjonalizowani. . Na przykład William Kurelek , później odznaczony Orderem Kanady za twórczość artystyczną, jako młody człowiek został przyjęty do Szpitala Psychiatrycznego Maudsley, gdzie był leczony z powodu schizofrenii . W szpitalu namalował, n. Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art. Sztuka outsiderów - https://pl.qaz.wiki/wiki/Outsider_art

środa, 3 marca 2004

a.HILL I e.ADAMSON OJCOWIE ARTETERAPII

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca Adrian Keith Graham Hill (24 marca 1895 - 1977) był brytyjskim artystą, autorem, arteterapeutą , pedagogiem i nadawcą. Adrian Hill - https://pl.qaz.wiki/wiki/Adrian_Hill Po powrocie do życia cywilnego Hill ukończył studia w Royal College of Art, a następnie zarabiał na życie z zawodu malarstwa. Hill wykładał także w Hornsey School of Art i Westminster School of Art . Jego własna praca łączyła elementy impresjonizmu i surrealizmu z bardziej konwencjonalnymi przedstawieniami i była szeroko prezentowana w najważniejszych galeriach sztuki za jego życia, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i za granicą. W 1938 roku, w trakcie rekonwalescencji po gruźlicy w Sanatorium im. Króla Edwarda VII w Midhurst , spędzał czas, wyciągając pobliskie przedmioty ze swojego łóżka szpitalnego i uznał, że proces ten pomaga mu w powrocie do zdrowia. W 1939 r. Po raz pierwszy do sanatorium wprowadzono terapię zajęciową, a Hill został zaproszony do nauczania rysunku i malarstwa innych pacjentów - najpierw rannych żołnierzy powracających z wojny , a następnie ogólnych pacjentów cywilnych. Hill odkrył, że praktykowanie sztuki wydaje się pomagać w odwracaniu uwagi pacjentów i łagodzeniu ich cierpienia psychicznego. Hill uważał, że docenienie sztuki również pomaga w wyzdrowieniu z choroby i był zaangażowany, wraz z Brytyjskim Towarzystwem Czerwonego Krzyża , w ustanowienie programu, w ramach którego reprodukcje dzieł znanych artystów były wypożyczane oddziałom szpitalnym w całym kraju. Zaangażowano także prelegentów - w tym samego Hilla - do rozmowy z pacjentami o dziełach sztuki. Do 1950 roku ten program wypożyczania obrazów rozprzestrzenił się na prawie 200 szpitali i istniała lista oczekujących. Artysta Edward Adamson dołączył do programu w 1946 r., Ponieważ został rozszerzony na szpitale psychiatryczne długoterminowego pobytu i rozpoczął zajęcia w Netherne Hospital w Surrey. Adamson kontynuował naukę w Netherne przez 35 lat i zarówno wywarł duży wpływ na rozwój brytyjskiej terapii sztuką dla osób z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, jak i twórca kolekcji Adamson. Kolekcja Adamsona, składająca się z około 6000 rysunków, obrazów, ceramiki i rzeźb, stworzonych przez ludzi zmuszonych do zamieszkania w Netherne, znajdowała się w Lambeth Hospital w południowym Londynie w latach 1997-2012, a obecnie została przeniesiona do Wellcome Library w oczekiwaniu na bezpieczniejszą przyszłość w kilka instytucji międzynarodowych. Hill niestrudzenie pracował nad promowaniem arteterapii, ostatecznie zostając prezesem Brytyjskiego Stowarzyszenia Terapeutów Artystycznych , założonego w 1964 roku, choć nie zgadzał się z jego coraz bardziej psychoanalityczną orientacją. W 1968 roku Hill został wybrany prezesem Królewskiego Instytutu Malarzy Olejnych . Hill najwyraźniej ukuł termin „ terapia sztuką ” w 1942 roku, aw 1945 roku opublikował swoje pomysły w książce Art Versus Illness . Hill uważał, że kiedy fizyczny opór pacjenta był najniższy, w jakiś sposób „zwierzęce ego” uspokoiło się i pozwoliło twórczym mocom „duchowej esencji” przeniknąć do dzieł sztuki. Po wyzdrowieniu te twórcze moce miałyby tendencję do powracania do „obrazkowej powszedni”. Uznał, że wojna jest nie tylko niszcząca fizycznie, ale także niszczy „umysły, ciała i nadzieje”, a potrzeba psychologicznego uzdrowienia jest nawet ważniejsza niż zwykła fizyczna naprawa „mienia i majątku”. Uważał, że uprawianie sztuki „w chorobie i zdrowiu” może odwrócić społeczeństwo od wojny, czyniąc twórczość artystyczną bardziej docenioną. Postrzegał terapię sztuką jako integralną część National Health Service Adrian Hill - https://pl.qaz.wiki/wiki/Adrian_Hill OPTICREN Adrian Hill - https://pl.qaz.wiki/wiki/Adrian_Hill )))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))00
Edward Adamson (31 maja 1911 - 3 lutego 1996) był brytyjskim artystą, „ojcem Art Therapy w Wielkiej Brytanii” i twórcą kolekcji Adamson. Edward Adamson - .........po wojnie Po wojnie zgłosił się na ochotnika do pracy z Adrianem Hillem , artystą, który ukuł termin „terapia sztuką” w 1942 roku, będąc pacjentem sanatoriów przeciwgruźliczych , ucząc swoich kolegów, a później żołnierzy hospitalizowanych z zakresu rysunku i malarstwa. W czasie, gdy poznał go Adamson, Hill współpracował z Biblioteką Czerwonego Krzyża przy wypożyczaniu i wykładach na temat reprodukcji obrazów pacjentom w brytyjskich szpitalach, aby ułatwić ich powrót do zdrowia. Adamson był w grupie, która po raz pierwszy przyniosła ten program do długoterminowego szpitala psychiatrycznego - Netherne Hospital w Surrey - w 1946 roku. Podczas swoich wczesnych wizyt w Netherne, Adamson otrzymał kilka rysunków od mężczyzny na zamkniętym oddziale - JJ Beegana - wykonanych z jedynych materiałów, jakie miał, węgla z spalonych zapałek i papieru toaletowego. Te obiekty były pierwszymi zebranymi przez Adamsona i początkiem kolekcji Adamson. Kurator medyczny, psychiatra Eric Cunningham Dax (1908 - 2008), był pod wrażeniem relacji Adamsona podczas jego wykładów z ludźmi, którzy byli zmuszeni mieszkać w Netherne. Dax poprosił go, aby założył nowe studio artystyczne w Netherne, aby zbadać rolę sztuki w diagnostyce i leczeniu zaburzeń psychicznych - projekt być może z tamtych czasów. Projekt ten był powojenną kontynuacją badań prowadzonych w latach 30. XX wieku w szpitalu Maudsley nad sztuką i psychozą (i meskaliną ) przez psychiatrów Erica Guttmanna (1896–1948), Waltera Maclaya (1902–1964) i Francisa Reitmana (1905–1955). - ten ostatni był szefem badań klinicznych w Netherne od 1945 roku. Sesje badawcze były prowadzone samodzielnie przez Adamsona od 1946 do 1950 roku, a według Robertsona 689 osób namalowało Adamsona w tym okresie. Robertson nie podaje, ile prac powstało w tym okresie, odwołując się jedynie do „ Liczba obrazów na pacjenta wykazywała skrajne zróżnicowanie. Wydawało się, że najbardziej standardowe porównanie można osiągnąć, ograniczając uwagę do pierwszych 10 zdjęć 215 pacjentów, którzy namalowali co najmniej taką liczbę ”. Można wnioskować, że powstało co najmniej 3000 obrazów. Na początku 2013 roku w magazynie znaleziono kilka małych ceramik z napisem „1948” na ich podstawie. Nie było wiadomo, że Adamson w tym czasie zachęcał ludzi do pracy z gliną. Edward Adamson - Ludzie malowali w „warunkach eksperymentalnych i odtwarzalnych”: wszyscy mieli identyczne sztalugi, z tych samych dostępnych materiałów, a nawet arkusze papieru tej samej wielkości (22 na 18 cali, 55 cm na 45 cm). Adamson miał udzielić jedynie minimalnej porady technicznej. Początkowo Adamson pracował w szpitalu w sali komisji z maksymalnie czterdziestoma pacjentami jednocześnie, prowadząc pierwsze dwie sesje, a później cztery razy w tygodniu. Inną wczesną lokalizacją była łazienka z prysznicem, wybrana przez personel pielęgniarski jako łatwa do późniejszego czyszczenia. W 1948 roku, kiedy był zatrudniony na pełny etat, na terenie szpitala zbudowano studio na własny użytek. Budynek ten był przebudowaną chatą wojskową o wymiarach 48 stóp (15 metrów) na 16 stóp (5 metrów) i mogła pomieścić „komfortowo” dwadzieścia osób. Od 1948 roku Adamson spotykał się także przez dwie godziny każdego ranka z grupą kobiet na oddziale głównego szpitala, z których większość miała diagnozę schizofrenii i które wszystkie mieszkały w Netherne od wielu lat. W 1950 roku Dax wykładał i pokazywał obrazy z wczesnych sesji niderlandzkich (obok dzieł z 45 kolekcji, w tym z pięciu innych brytyjskich szpitali psychiatrycznych) na wpływowej „ Międzynarodowej wystawie sztuki psychopatologicznej ”, która odbyła się w szpitalu Sainte-Anne w Paryżu w okresie I Światowy Kongres Psychiatrii . Dax opisuje pokaz Sainte-Anne jako „prawdopodobnie drugie najważniejsze wydarzenie w historii sztuki psychiatrycznej. Pierwszym z nich jest zbiór zdjęć Prinzhorna z Heidelbergu i jego publikacja„ The Prinzhorn Collection ” z 1922 r. (Dax nawiązuje do wysoce wpływowa książka „ Artistry of the Mentally Cho: a Contribution to the psychology and psychopathology of configuration ”) Jeden z krytyków napisał: „Podobieństwa między dziełami pacjentów a sztuką malarzy XX wieku - ekspresjonistów, surrealistów i niektórych malarzy czysto abstrakcyjnych - ustalono bez wątpienia ”. Reitman w dużej mierze czerpał z ustaleń z tych sesji artystycznych i wykorzystał prace, które są obecnie w kolekcji Adamsona, w swojej książce „ Psychotic Art ” z 1950 roku : chociaż Adamson jest wymieniony w podziękowaniach, Reitman niewiele pisze o wkładzie Adamsona. Dax opublikował swoje pełne sprawozdanie z wyników w 1953 r. W „ Experimental Studies in Psychiatric Art ”: Adamson uzasadniał tylko jedną wzmiankę z nazwiska: "W 1946 r. Artysta, pan EJ Adamson, był zaangażowany w 2 sesje tygodniowo w szpitalu przyjęć, potem na pół etatu, a od 1948 jest zatrudniony na pełny etat. Jego doświadczenie był artystą komercyjnym, który wykładał zarówno w sanatoriach, jak i szpitalach psychiatrycznych. On miał nie był analizowany ani nie miał specjalnej wiedzy z zakresu psychologii, ale był szczególnie interesuje się ewolucją produktów artystycznych i wykorzystaniem działań artystycznych w leczeniu choroby psychiczne ”................ (str. 19–20). Adamson kontynuował pracę w Netherne aż do przejścia na emeryturę w 1981 roku, umożliwiając i zachęcając setki ludzi do wyrażania siebie poprzez sztukę. W ramach quasi-naukowych `` eksperymentów '' z lat 1946-1950 Adamson założył otwartą pracownię artystyczną, umożliwiającą ludziom swobodne przychodzenie i malowanie: radykalny akt, kiedy osoby przetrzymywane w `` azylach '' żyły w ponurych warunkach, głęboko wykluczonych ze społeczeństwa, z minimalną godnością, autonomią lub nawet osobistym dobytkiem. Do 1970 roku miał 5 pracowni (w tym chatę wojskową) na terenie Netherne, z galerią kolekcji Adamsona (patrz poniżej), która w tym czasie zawierała około 60 000 prac: zachował wszystkie obrazy, rysunki, ceramikę i rzeźby powstałe w pracowniach. Wśród artystów, których zachęcał w Netherne, byli malarz William Kurelek (1927–1977), rzeźbiarka Rolanda Polonska (1923–1996 - Rolanda preferowała polonską, polonijną, żeńską pisownię jej nazwiska, ale znana jest również jako Polonski i Polonsky), dla obojga, którym zapewnił pracownie w opuszczonych pomieszczeniach szpitala; oraz ilustrator i grawer George Buday (1907–1990), dla którego Adamson przejął letnią rezydencję na terenie Netherne na potrzeby swojej prasy drukarskiej. Kurelek przybył do Netherne z Maudsley w listopadzie 1953 roku, aby pracować z Edwardem Adamsonem przez 14 miesięcy. Dał on kolekcji Adamson trzy główne obrazy, które powstały podczas jego pobytu w Netherne: „ Gdzie jestem? Kim jestem? Dlaczego jestem? ”, „Pluję na życie ” oraz „ Kula sznurka i inne bzdury ”. O ostatnim, ukończonym na krótko przed opuszczeniem szpitala, Kurelek powiedział: - Tak naprawdę nigdy nie byłem wściekły. Tylko oszukiwałem. Cały czas trzymałem was na końcu sznurka! Polonska była artystką jeszcze przed zachorowaniem na schizofrenię, ale kiedy Adamson ją spotkał po raz pierwszy, myła podłogi szpitalne. Aby Polonska mogła ćwiczyć swoją rzeźbę, Adamson musiał przekonać władze szpitala do zniesienia ograniczeń dotyczących „potencjalnej broni ofensywnej w rękach pacjentów psychiatrycznych”, aby mogła mieć młotek i dłuto. W 1971 roku brytyjska Rada Sztuki wydała film krótkometrażowy „ Rolanda Polonsky, Sculptor” . Polonska zostaje sfilmowana w Netherne, gdzie mieszkała już 24 lata, „opowiadając o swojej pracy i jej znaczeniach. Jej sztuka jest głęboko religijna i osobista, a motywy chrześcijańskie wykorzystuje w odświeżający i specyficzny sposób ”. Film zawiera między innymi jej arcydzieło Drogi krzyżowe , które znajdują się w Kolekcji (wraz z kilkoma innymi rzeźbami oraz około 2000 szkiców i rysunków), ale nadal są oryginalnymi odlewami gipsowymi, których nigdy nie znaleziono na odlanie ich z brązu. Adamson poznał swojego wieloletniego partnera i współpracownika, nauczyciela i pisarza Johna Timlina (1930–2020), w 1953 r. Na wystawionej przez Timlina sztuce Kennetha Woollarda „ Poranny wyjazd ” (1948). Timlin pracował z „zaburzonymi emocjonalnie” dziećmi we wschodnim Londynie, a następnie skontaktował się z Adamsonem w sprawie serii rysunków jabłek autorstwa chłopca, Tommy'ego, z którym pracował. Adamson odwiedził szkołę, spotkał się z dziećmi i obejrzał ich obrazy. Adamson i Timlin pracowali razem aż do śmierci Adamsona. Pisali i wykładali na temat sztuki i zdrowia psychicznego, a także wystawiali kolekcję Adamsona na całym świecie, w tym w Europie, Japonii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Terapia sztuką w Wielkiej Brytanii Adamson był pierwszym artystą zatrudnionym w Narodowej Służbie Zdrowia . Podjął pracę w 1946 roku w Netherne Hospital za zaledwie 1000 funtów rocznie. Nigdy nie zwiększano go później wraz z inflacją. Powodem było to, że jego stanowisko nie było wówczas oficjalnie uznawane i „nie było w zakładzie”. Fundacja charytatywna - „The Mrs Smith Trust”, pod patronatem Cornelii Stuyvesant Vanderbilt - zaproponowała zwiększenie jego wynagrodzenia oraz zapewnienie udogodnień do utrzymania i przechowywania kolekcji w Netherne. Prośba ta została odrzucona przez władze szpitala, mówiąc, że pensja Adamsona „przewyższyłaby wówczas pensję lekarzy” (jak udokumentowano w korespondencji w Archiwum Edwarda Adamsona w Wellcome Library). Adamson był zmuszony samodzielnie nadrobić różnicę finansową, więc utrzymywał arteterapię przy życiu, dopóki nie został oficjalnie uznany przez NHS i nie dopuścił do objęcia go terapią zajęciową . Powstająca dziedzina arteterapii została w ten sposób chroniona dzięki wysiłkom zawodowym i finansowym Adamsona. Od końca lat czterdziestych brał udział w dyskusjach i grupach roboczych, które ostatecznie doprowadziły do ​​powstania Brytyjskiego Stowarzyszenia Terapeutów Artystycznych ( BAAT ) w 1964 r., Którego był członkiem założycielem i, krótko mówiąc , jego pierwszym przewodniczącym. Od 1969 roku do wczesnych lat 70. był kierownikiem pierwszego programu szkoleniowego British Art Therapy w St. Albans School of Art (później szkoła została przemianowana na Hertfordshire College of Art and Design , a następnie połączona z University of Hertfordshire w 1992: kontynuacja nauki arteterapii w Szkole Sztuk Twórczych Uniwersytetu, powszechnie znana jako kurs St Albans ). After Netherne: Ashton, „Art as Healing” i Outsider Art (1981–1996) Po przejściu na emeryturę Adamson otworzył galerię na posiadłości Miriam Rothschild (1908–2005) w Ashton Wold w 1983 r., Gdzie do 1997 r. Przechowywano Adamson Collection. Rothschild był przyjacielem i zwolennikiem Adamsona i Timlina oraz powiernikiem, a następnie patronem z Adamson Collection Trust. Fundacja Adamson Collection Trust została założona w 1978 roku w celu promowania badań nad Art Therapy, pracą Adamsona i Kolekcją. Timlin był przewodniczącym od 1978 do 2005 roku, a David O'Flynn (ur. 1960), psychiatra w szpitalu Lambeth (powiernik od 1998) jest od tego czasu przewodniczącym. Adamson był kustoszem kolekcji aż do śmierci. W 1984 roku Adamson i Timlin opublikowali swoją książkę o pracy Adamsona i Kolekcji „ Art as Healing ”, ze wstępem autorstwa psychiatry i analityka jungowskiego Anthony'ego Stevensa , a także ze zdjęciami 116 obiektów i ich osobistych historii (w tym rozdział na zdjęciach Apple, które połączyły Adamsona i Timlina). Został opublikowany w Wielkiej Brytanii i USA i wznowiony w 1990 roku. „ Art as Healing ” zdobył nagrodę brytyjskiej organizacji charytatywnej Mind 's' Book Of The Year 'w 1985 roku. Chociaż Adamson wyrzekł się powiązań z ideologiami lub organizacjami psychologicznymi, „ Art as Healing ”ma ducha jungowskiego. On i Timlin byli stałymi gośćmi w Withymead, jungowskiej społeczności artystycznej kierowanej przez Irene i Gilbert Champernowne od jej powstania w 1942 roku do jej zamknięcia w 1967 roku; a później do Stanton, gdzie Irene Champernowne i część personelu Withymead przeniosła się po śmierci Withymead z zamiarem kontynuowania swojej pracy. Timlin miał domek w Stanton, w którym on i Adamson spędzali większość weekendów. Byli przyjaciółmi i współpracownikami grupy brytyjskich jungistów, którzy są znani jako `` klasyczna szkoła w Zurychu '', ponieważ prawie wszyscy byli szkoleni w CG Jung Institute w Zurychu i kładli nacisk na archetypowe obrazy i ich wzmacnianie, a nie przenoszenie , relacje z obiektem i wczesny rozwój dziecka. W 1982 roku rozstali się z kolegami, aby założyć Niezależną Grupę Psychologów Analitycznych ( IGAP ). Zarówno Timlin, jak i O'Flynn analizowali z członkami tej grupy: Timlin z Anthonym Stevensem (ur. 1933) i Molly Tuby (1917–2011); O'Flynn z Michaelem Edwardsem (1930–2010), wpływowym arteterapeutą, przyjacielem Adamsona i Timlina, z personelu Withymead and Stanton, a także członkiem założycielem BAAT w 1964 i jej prezesem w latach 1971-75. Znaczenie Adamsona w historii brytyjskiej arteterapii jest powszechnie akceptowane. Jednak jego punkt widzenia różnił się od arteterapeutów, którzy byli zorientowani psychoanalitycznie, aw późniejszym życiu wydawał się bardziej zadomowiony dla osób zainteresowanych sztuką outsiderów , spontaniczną twórczością niewyszkolonych artystów. Był bliskim przyjacielem Rebeki Alban Hoffberger i zaangażował się w tworzenie American Visionary Arts Museum (AVAM) w Baltimore. Hoffberger przyjechał do Londynu, by spotkać się z Adamsonem po przeczytaniu „Sztuka jako uzdrowienie”. Adamson i Timlin uczestniczyli w inauguracji AVAM w 1995 roku i przekazali muzeum „ Gdzie jestem? Kim jestem? Dlaczego ja? ”, Zdjęcia Timlina Apple oraz inne prace. Hoffberger opisuje Adamsona jako „znanego ze swojej łagodnej natury jako brytyjski Budda” w uroczystym katalogu. W 1996 roku, po śmierci Adamsona, Timlin przekazał bibliotekę Adamsona firmie AVAM. W listopadzie 1995 Adamson został prywatnie poinformowany, że ma otrzymać MBE za zasługi w zakresie zdrowia psychicznego, ale zmarł, zanim zostało to formalnie przyznane. Zmarł w swoim londyńskim domu „S Edward Adamson - Adamson widział, jak ludzie wracają do zdrowia psychicznie - „uzdrawiając”, jak mówi - poprzez wyrażanie siebie poprzez sztukę. Sam akt tworzenia był tym, co liczyło się dla Adamsona, który uważał, że artysta lub terapeuta powinien unikać wpływania, zniekształcania lub ingerowania w autoekspresję. Adamson zachęcał do „wolności słowa”, pozwalając ludziom malować lub rzeźbić bez komentarza i osądu, przy minimalnej pomocy technicznej. Gdyby twórca mówił o dziele, słuchał. Brzydził się interpretacją psychologiczną, którą odrzucił jako „własne projekcje terapeuty” na pracę i utrzymywał, że tylko twórca może wyjaśnić swoją własną pracę. Na tym polega istota jego „nieinterwencjonistycznego” stylu pracy, który być może nie zostałby uznany za część współczesnej praktyki arteterapii. „Właściwa„ terapia ”jest czysto przypadkowa. Ważną rzeczą jest sztuka! Widzisz, spacer po terenie szpitala, aby dostać się do studia, jest terapeutyczny. Jeśli zamierzają siedzieć w grupie pacjentów, terapeutyczne. Ale wspaniałą rzeczą jest faktyczna sztuka, którą produkują: to właśnie sprawia, że ​​są lepsi. Sam fakt, że przykładają pędzel do papieru i próbują malować ” . Widział siebie jako artystę, „gdzieś pomiędzy” personelem klinicznym i pacjentami, a przestrzenią, w której pracował jako pracownia artystyczna. Uważał, że tylko artyści powinni zajmować się sztuką jako terapią. „W późniejszych latach Adamson krytycznie odnosił się do trenowania arteterapeutów, ludzi, którzy wywodzą się bardziej z psychologii niż sztuki. zapytał w wywiadzie z 1987 roku ”. „Ważne jest, aby wiedzieć o sztuce, umieć rysować i malować, aby przez cały czas móc zachęcać pod tym kątem… Pacjenci zwracają się do Ciebie jako artysty, wiedząc, że możesz malować, wiedząc, że jesteś gotowy pomagać im w sztuce - nie z całą tą wiedzą z psychologii. To coś zupełnie innego ”. Adamson wystawiał prace z Kolekcji od 1947 roku i na całym świecie aż do swojej śmierci w 1996 roku. Uważał, że wystawienie Kolekcji uświadomi publiczności kreatywność i człowieczeństwo osób, u których zdiagnozowano zaburzenia psychiczne. „Adamson był pedagogiem, który postrzegał społeczno-kulturową interwencję polegającą na pokazywaniu dzieł tych ludzi publiczności, która ich wykluczyła - i pokazaniu ich jako ważnego wkładu w ich kulturę - jako sposób na zmianę opinii publicznej”. Trwa debata na temat tego, czy te obiekty powinny być eksponowane i / lub wymienieni twórcy: pytania dotyczące intencji, zdolności, zgody, poufności i własności; o tym, czy te prace są dokumentacją kliniczną, czy mogą być sztuką zewnętrzną , czy też jednym i drugim; oraz o idei, że ci ludzie - wykluczeni, bez głosu i bezimienni za życia - powinni ukrywać swoje dzieła, zapomnieć o sztuce i ponownie zaprzeczyć swojej tożsamości. Pisma Edwarda Adamsona (wybrane) 1984: „ Sztuka jako uzdrowienie ”. Coventure, Londyn; 1970: „ Sztuka dla zdrowia psychicznego ”, w „Jean Creedy (red.): Społeczny kontekst sztuki”. Tavistock, Londyn; 1968: „ Sztuka i zdrowie psychiczne ”, w katalogu wystawy, Commonwealth Institute, Londyn; 1965: „ Przegląd artystycznego wyrażania siebie w chorobie psychicznej: zniszczony obraz schizofreników ”, w „Mental Health”, Journal of the National Association for Mental Health (Mind). 272-274 grudnia; 1963: „ Sztuka i zdrowie psychiczne” , w „Zdrowie psychiczne”, czasopiśmie National Association for Mental Health (Mind). Vol. 22, nr 2; 1962: „ Ciemność w światło ” w „The Observer”, 17 czerwca. Edward Adamson - https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson KOLEKCJA "Trzydzieści lat od opuszczenia Netherne Kolekcja jest postrzegana jako wyjątkowa w historii arteterapii, reformującej się psychiatrii lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, brytyjskich jungistów i sztuki outsiderów: zebrana raczej przez artystę niż psychiatrę, z silnym reprezentacja pracy kobiet, a przede wszystkim jest pamiątką dla wszystkich, którzy ucierpieli w przytułku, i ludzkiej potrzeby wyrażania się ” Edward Adamson - https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_AdamsonEdward Adamson - https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson Edward Adamson - https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson https://pl.qaz.wiki/wiki/Edward_Adamson

niedziela, 1 lutego 2004

ADOLF WÖLFLI - SYNESTEZYJNY CREATOR WIZYJNY OBRAZ MUZYKA SŁOWO -szpital psychiatryczny od 1895- 1930- universum

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca
KONTRAST TWORZY OBRAZ ŚWIATŁO I CIEŃ. .
ADOLF WOLFI (ur. 29 lutego 1864 w Bowil, zm. 6 listopada 1930 w Waldau) – szwajcarski ARTYSTA MALARZ I PISARZ zaliczany do nurtu Art Brut. Najmłodszy z siedmiorga dzieci kamieniarza i praczki, w dzieciństwie porzucony przez ojca alkoholika, osierocony przez matkę gdy miał 9 lat. Dorastał w rodzinach zastępczych, często był ofiarą fizycznej i psychicznej przemocy. W 1883 roku zaciągnął się do wojska. W 1890 roku skazany na dwa lata więzienia za napaść na tle seksualnym na dwie małe dziewczynki, Po po trzeciej napaści w 1895 uznany za SZALONEGO i zamknięty w zakładzie dla chorych psychicznie w Waldau.
szpitala psychiatrycznego w Bernie, gdzie spędził RESZTĘ DOROSŁEGO ŻYCIA. po przyjęciu, w pierwszych latach choroby był agresywny i psychotyczny; zaniepokojony/ niespokojny , a czasami brutalny, co doprowadziło do tego, że był początkowo trzymany w izolacji . Cierpiał na psychozę , która doprowadziła do intensywnych halucynacji . Rozpoznano u niego SCHIZOFRENIĘ. od 1904 roku objawy psychozy zaczęły stopniowo ustępować, wtedy Wölfli zaczął tworzyć pierwsze RYSUNKI ołówkiem, pisał-wpisywał też w nie teksty. Jego pierwsze zachowane prace (seria 50 rysunków ołówkiem) pochodzą z lat 1904-1906.
Lekarze psychiatrzy zwrócili na nie uwagę, a jeden z nich, WALTER MORGENTHALER szczególnie interesował się sztuką i stanem Wölfliego , wydając później Ein Geisteskranker als Künstler (PACJENT PSYCHIATRYCZNY JAKO ARTYSTA) w 1921 roku, kupił kilka prac i zaopatrywał artystę w materiały –szczegółowo opisywał prace pacjenta, który wydawał się nie interesować sztuką i rozwijał swoje talenty i umiejętności niezależnie po tym, jak został zaangażowany w wyniszczający stan. Pod tym względem Wölfli był obrazoburcą i wpłynął na rozwój i akceptację sztuki OUTSIDERÓW ( Art Brut i jej mistrza Jean Dubuffet) .
Wölfli wykonał w ciągu swojego życia ogromną liczbę prac, często pracując z najdrobniejszymi materiałami ? i handlując mniejszymi dziełami z gośćmi kliniki, aby zdobyć ołówki, papier lub inne niezbędne artykuły. Morgenthaler uważnie obserwował metody Wölfliego, pisząc w swojej książce: „W każdy poniedziałek rano Wölfli otrzymuje NOWY OŁÓWEK i DWA DUŻE ARKUSZE NIEZADRUKOWANEGO PAPIERU GAZETOWEGO. Ołówek zużywa się w ciągu dwóch dni; potem musi zadowolić się resztkami, które uratował, lub czymkolwiek, co może błagać o kogoś innego. często pisze kawałkami o długości zaledwie od pięciu do siedmiu milimetrów, a nawet z odłamanymi końcówkami ołowiu, którymi zręcznie obchodzi się, trzymając je między paznokciami. Starannie zbiera papier pakowy i każdy inny papier, który może dostać od strażników i pacjentów w jego okolicy, w przeciwnym razie zabraknie mu papieru przed następną niedzielą wieczorem. Na Boże Narodzenie dom daje mu pudełko kolorowych ołówków, które wystarczą mu najwyżej na dwa lub trzy tygodnie”
Obrazy, które stworzył Wölfli, były złożone, zawiłe i intensywne. Pracował do samych krawędzi strony ze szczegółowymi ramkami. W manifestacji „ horror vacui ” Wölfliego każda pusta przestrzeń była wypełniona dwoma małymi otworami ?. Wölfli nazwał kształty wokół tych otworów swoimi „PTAKAMI”. Jego obrazy zawierały również specyficzny ZAPIS MUZYCZNY . Notacja ta wydawała się początkowo czysto dekoracyjna, ale później przekształciła się w prawdziwą kompozycję, którą Wölfli GRAŁ NA PAPIEROWEJ TRĄBCE. W 1908 roku zaczął tworzyć na wpół AUTOBIOGRAFICZNĄ EPOPEJĘ, która ostatecznie rozrosła się do 45 tomów i zawierała w sumie ponad 25 000 stron i 1600 ilustracji. Ta praca była mieszanką elementów jego własnego życia, połączonych z fantastycznymi opowieściami o jego przygodach, z których przemienił się z dziecka w „RYCERZA ADOLFA”, w „CESARZA ADOLFA”, a na końcu w „ŚW. ADOLFA II”. Tekst i ilustracje tworzyły narrację, czasem łącząc wiele elementów na kalejdoskopowych stronach muzyki, słów i kolorów.
Adolf Wölfli miał na tę TWÓRCZOŚĆ 35 lat czasu I NIE MUSIAŁ SIĘ SPIESZYĆ!!. Po śmierci Wölfli w Waldau w 1930 - Jego kolekcja jest teraz prezentowana w Muzeum Sztuk Pięknych w Bernie.
MUZYKA : Twórczość Wölfliego zainspirowała wielu kompozytorów. Duński kompozytor Per Nørgård , po obejrzeniu wystawy Wölfli w 1979 roku, przyjął styl schizoidalny trwający kilka lat; wśród dzieł tego czasu znajduje się opera o życiu Wölfliego zatytułowana THE DIVINE CIRCUS . W operze kameralnej Wölfli Szenen ( Wölfli Scenes ), której premiera odbyła się w austriackim Grazu w 1981 roku, wykonali muzykę Georga Friedricha Haasa , austriackiego kompozytora MUZYKI WIDMOWEj , Gösty Neuwirtha , Antona Prestele i Wolfganga Rihma . Na swojej stronie internetowej The Adolph Wölfli Foundation :: Części rękopisów muzycznych z 1913 roku zostały przeanalizowane w 1976 roku przez Kjella Kellera i Petera Streifa i zostały wykonane. Są to tańce - jak wskazuje Wölfli - walce, mazurki i polki zbliżone melodią do muzyki ludowej. Nie jest jasne, w jaki sposób Wölfli zdobył wiedzę o muzyce oraz jej znakach i terminach. Słyszał śpiew w wiejskim kościele. Może on sam śpiewał. Widział tam śpiewniki z XVIII wieku z sześciowierszowymi pięcioliniami (wyjaśniające być może ciągłe używanie przez niego sześciu wersów w zapisach muzycznych). Na uroczystościach słuchał muzyki tanecznej, a przy okazjach wojskowych słyszał marsze, które tak kochał. Ważniejsza niż konkretna ocena jego notacji muzycznych jest KONCEPCJA WÖLFLIEGO, POLEGAJĄCA NA OGLĄDANIU I PROJEKTOWANIU CAŁEJ JEGO TWÓRCZOŚCI JAKO DUŻEJ KOMPOZYCJI MUZYCZNEj. Podstawowym elementem jego kompozycji i całej twórczości jest rytm. RYTM przenika nie tylko jego muzykę, ale także jego wiersze i prozę, a także charakterystyczny rytmiczny przepływ w jego piśmie.
kompozytor Graeme Revell wydał LP zatytułowane Necropolis, Amphibians & Reptiles: The Music of Adolf Wolfli
https://www.adolfwoelfli.ch/en/work Adolf Wölfli - https://pl.qaz.wiki/wiki/Adolf_Wolfli
art brut, OUTSIDER ART, zapełniajacy szczelnie tysięce kartek i ciągle brakowało mu materiłałw materii do zapisywania

czwartek, 29 stycznia 2004

Wladysław Grygny Palomar - post mail art listowa obserwacja Księżyca i Gwiazdozbiorów na nIebie, nieśmiertelny

Księżyc ma dwie strony -jasną i ciemną. Każda jest potrzebna do bycia pełnią. Odrodzenie Nowego Księżyca
milczący ale mobilny WŁADYSŁAW GRYGNY Palomar
informacja z galerii Pion:
Władysław Grygny urodził się w Nieledwi w 1936 roku. Wyjechał na Śląsk i podjął pracę w kopalni „Kleofas” w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze i pracował na stanowisku technik-elektryk. Rozpoczął studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, jednak nie skończył ich. Interesował się fotografią. Przez jakiś czas podróżował ze znanymi zespołami muzycznymi: “Niebiesko Czarni”, “Trubadurzy”, współpracując z nimi jako akustyk i dokumentując fotograficznie występy. Założył rodzinę, ma dwóch synów. Choroba psychiczna przyczyniła się do rozpadu rodziny. Od rozwodu prowadzi samotny tryb życia. Władysław Grygny nadal mieszka w Chorzowie, utrzymując się z emerytury, całkowicie oddany tworzeniu. Nieznane są prace sprzed 1976 roku, wiadomo jednak, że Grygny tworzył już przed tym rokiem. Od lat 80-tych XX wieku zaczął przywozić swoje prace do Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Pozostawia pliki obrazów, dołączając do nich bilet kolejowy z Chorzowa do Krakowa. Nie podejmuje rozmowy z pracownikami muzeum i odchodzi. Kilku kilometrową odległość od krakowskiego dworca kolejowego do muzeum przebywa pieszo, dźwigając ważące nieraz kilkanaście kilogramów pakunki. ...........Grygny zapisuje myśli w formie listów, które przybierają formę komentarza świata, gry słownej, czy rodzaj manifestu. Tekst często wpisany zostaje w kształt ludzkiej głowy. Tworzy listy- collage, w które wkomponowuje elementy znalezione, fragmenty kopert, starych papierów. Ciekawe miejsce w twórczości Grygnego zajmują także zapisy kosmiczne. Jako podkłady do swoich tekstów stosuje papier nutowy, milimetrowy, kalkę czy kartki papieru z notesu. Co istotne każdy z listów opatrzony jest naklejonym znaczkiem skarbowym i przybitą pieczątką na poczcie. Jest taka powieść Italo Calvino o zapatrzonym w gwiazdy poszukiwaczu sensu. To opowieść o Księżycu i człowieku, który podąża za nim. Podobnie jak Palomar, Władysław Grygny mógłby być jej bohaterem¹. Ja jestem z wykształcenia technik górnik – pisał o sobie Grygny². Urodził się w 1936 roku w Nieledwii. Przez większość swojego życia mieszkał w Chorzowie Batorym. Był elektrykiem w kopalni Kleofas. Jako pasjonat polskiego big beatu jeździł w trasy koncertowe, pracując w ekipach technicznych zespołów Trubadurzy i Niebiesko-Czarni.Od 1969 roku fotografował życie w trasie, które znalazło swój wyraz również w jego zapiskach. Wśród wielu można odnaleźć na przykład taki: pokój z gwarem,z koncertem, bez wynagrodzenia. Blues Hałas, Wieża Babel. Wytwarzał biżuterię, o czym pisał: (…) robiłem pierścionki wraz z perłą, którą osadzałem w złocie. W międzyczasie malował. Nic jednak nie przysłaniało mu konieczności pisania. Sporządzane przez niego notatki zawierają pokaźnych rozmiarów zbiór obserwacji otaczającej go rzeczywistości. Szczególną uwagę skupia fascynacja artysty Księżycem, który zajmuje wyją kowe miejsce w jego twórczości. Kiedy satelita nie był widoczny na niebie, Grygny oczekiwał na jego pojawienie się. Podczas bezsennych nocy zapisywał w swoich notesach niemal każdy najmniejszy ruch na niebie. Oczekiwanie na spotkanie z Księżycem przerodziło się w obsesję wypatrywania i rejestrowania astralnych zjawisk. Tak powstał niekontrolowany zbiór zapisów, notatek,tekstów, komentarzy. Opatrzone prostym, oszczędnym rysunkiem dokumenty stały się istotnym zapisem czasu i świadectwem obecności Grygnego jako elementu nieskończonego Wszechświata. Mały Wóz Duży Wóz tu jest druga cicha Pozytywka Utajona Grygny Władysław -31.X-1.XI.1981 r. godzina 2.00 w Nocy
Notowałem a więc Noc nazywamy Notą Gwiazd a właściwie Gwiazdy i jej Satelity czyli otoczenie Miejsca Ja również jestem badaczem pierwotności i teraźniejszości 7.V.1978. Grygny był doskonałym i uważnym obserwatorem. Obserwował niemal wszystko. Opis prozaicznych przedmiotów był dla niego tak samo ważny, jak historia jego rodziny, czy zjawiska pozaziemskie. Opisywał parę wodną, prąd elektryczny, pracę silnika. Wśród wielu innych fenomenów interesowały go absolutność, nika, ukazującego odwiedzane miasta, miejsca, hotele. Grygny Władysław moje nazwisko Spotkanie wiecznego miasta 12.V.81. I tak czytamy o Cafe Sport w Bytomiu, Kawiarni Delba w Chorzowie, Kryształowej Katowice, Hotelu Silesia w Katowicach, o Hotelu Prezydenckim w Bielsku--Białej i wielu innych. Zapisywał swoje codzienne doświadczanie świata. Opisywał długie spacery w słońcu, kwiaty, lato w Nieledwii czy w Warszawie, tak jak: spacer z Anną na wietrze w niedzielę w Alejach Jerozolimskich dnia 16.06.1978. Jednak najważniejszym zapisem dnia była notatka sporządzona na podstawie obserwacji zjawisk astralnych z Księżycem w roli głównej. Grygny Władysław Gwiazdą być. Dwa życia razem. Gwiazdy artysta poetycko nazywał Gwiazdozdrojami a noc Notą Gwiazd. Dnia 15.IX.78 o godzinie 20:00 nazwał Pełnię Księżyca Absolutnym dziełem sztuki. Pełnia była dla niego również Spełnieniem – zjawiskiem, mającym bezpośredni wpływ na najmniejszy przejaw ziemskiego życia, w tym również relacje społeczne. Pełnia wpływa na urodę niedźwiedzia i człowieka. Doskonałość w pojmowaniu zjawisk oddziaływania na budowę życia na ziemi jak również procesy zachodzące w życiu ziemskim. Wzajemny stosunek bogatych i biednych jest równowagą dlatego proponuję wysłanie dla Bangladeszu jeden statek rybacki z obsługą na łowienie dla nich ryb Oceanów i Mórz Zapisywał, kiedy był nów, skrupulatnie podawał godzinę,
datę i miejsce pojawienia się Księżyca na niebie. Każdą notatkę sygnował swoim nazwiskiem. Zanotował zjawisko dwóch układów planetarnych gwiazd w literze E oraz Y, obecność mgły o zachodzie słońca oraz zniknięcie znaku Księżyca. 23 IX 1981 napisał: Dziś gaśnie znak księżyca -O-C, oraz że Księżyc szedł ze wschodu na Zachód znikał od Zachodu. Dnia 14.XI.1980. W innej notatce czytamy: Księżyc dnia 10 luty 1979, o godzinie 23.00 w Batorym, Księżyc ukazał się nosem od Zachodu. W innym miejscu: Księżyc ukaże się od nowa w dniu 29.II.79 roku od Nowa wieczorem. Dnia 12 II 1979 zaznaczył obecność Gwiazdy Polarnej. Swój emocjonalny stosunek do ciał niebieskich wyraził w zapisie: Ja te gwiazdy oglądałem w Nieledwii w 1947-1948-1949-1950-1951 roku, byłem nimi zachwycony. Zachwalałem to mojej babci Franciszce Grygny. Niejednokrotnie obserwował Mały Wóz i Wielki Wóz, określając je jako Psa i Człowieka. Wśród notatek pojawiają się także opisy wynalazków, umożliwiających podróżowanie w kosmicznej czasoprzestrzeni: Aby zdobyć Księżyc należy zbudować pojazd ze wszystkich pierwiastków +3 – Słońca – Księżyca i Ziemi, Grygny. Podobnie jak Palomar, bohater książki Calvino, Grygny widział zależność między ziemskim istnieniem człowieka i kosmosem. W tej zależności wyraźnie rysuje się źródło fantazmatu, który często wysuwa się na pierwszy plan enigmatycznych wypowiedzi: Pełne zaćmienie Księżyca Dnia 16.09.78. To jest związane z układem krążenia i oddychaniem człowieka. Ozyrys – Grygny; czy też zapis: księżyc, jego stadium schodzenia do Hadesu to jest pełni do ciemności. GRYGNY WŁADYSŁAW BYŁEM TU W pracach Grygnego uderza przede wszystkim spójny i konsekwentny system, który wyraża wizję artysty. Części składowe tego porządku stanowią: wybór miejsca punktu obserwacyjnego, wybór obserwowanych obiektów i zjawisk oraz sposób zbierania i zapisywania danych. System ten wskazuje na obsesyjną naturę obserwującego podmiotu. Kompulsywność działań Grygnego przejawiała się także w kolejnych czynnościach wieńczących niemal każdą notację. Artysta nadawał swoim zapisom rangę dokumentu za pomocą znaczka Urzędu Skarbowego oraz pieczęci Urzędu Pocztowego w Chorzowie. Tym dowodom poświadczającym prawdziwość poczynionych obserwacji towarzyszy adnotacja dotycząca miejsca i czasu oraz nieodłączny podpis artysty. Odwołując się do dwóch państwowych instytucji, Grygny dokonywał symbolicznej publikacji swoich osiągnięć. Pisał: Opublikowane Władysław – Grygny 22.08.1978. Chorzów. Wolności 21. Inny zapis z dnia 26.11.79 odsłania troskę artysty o własne dzieło: Zeszyt opłacony Opłatą Skarbową xx nie ma prawa zginąć. Ciekawy jest zapis dotyczący samych notatek, który ujawnia konceptualny wymiar twórczości Grygnego. Myśląc o swoich tekstach pisał:
Nie jest to jeszcze malarstwo gdyż to zapisuje od 15.I.1973. Są to podstawy pod obraz co zwie się sztalugowe Grygny 1979 Mnie się wydaje, ze każdy może mieć swój styl. Powyższy zapis ujawnia dążenia artysty w obszarze sztuki, którego istotną częścią było dla niego malarstwo. Szukał uznania. Chciał, żeby jego malarstwo było oglądane i podziwiane. Wygląda na to, że był to główny cel jego licznych podróży do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, które odbywał od lat 80. XX wieku. Stały się one częścią rytuału, który obejmował pakowanie pokaźnych rozmiarów zwoju jego obrazów i zapisanych kartek, pokonanie odległości między Chorzowem i Krakowem koleją i dostarczenie paczki bez żadnych wyjaśnień. Za każdym razem dołączał do niecodziennej przesyłki bilet kolejowy poświadczający odbytą podróż. Nie prowadząc z nikim rozmowy odchodził z przeświadczeniem, że Muzeum Etnograficzne w Krakowie zasługuje na przechowywanie śladów jego twórczości. Ten niecodzienny przejaw troski o swoje prace nie zatarł outsiderskiej natury artysty. Spisany przez Grygnego jeszcze w latach 70. postulat: Stop władza kulturalna… i zawsze będzie Niedziela Dnia Siódmego 16.01.78, dopełniony aktem muzealnej donacji są wyrazem poczucia własnej wartości. Rytuały i obsesyjny charakter zapisów Grygnego przypominają twórczość innego outsidera – Zdenka Koska4. Kosek również malował obrazy i szukał uznania jako malarz. Jednak prawdziwe zdumienie budziły jego enigmatyczne zapisy i skomplikowane diagramy, rozrysowane w znanym tylko mu systemie. Tak jak Grygny, Kosek był obserwatorem nieba. Odnotowywał wszelkie zmiany pogody i zjawiska atmosferyczne. Mówił, że każdy deszcz, każda burza i najmniejszy ruch niebieskich ciał podlegają jego woli ukonstytuowanej w zapisanym słowie i rozrysowanych diagramach. Prace Grygnego silnie rezonują także z twórczością amerykańskiego outsidera – Johna Urho Kempa5. Na podstawie obserwacji nieba i zjawisk astralnych Kemp budował systemy fantazmatycznych diagramów – niebiańskich bram, przejść do pozaziemskich światów. Filozoficzno-geometryczne notatki Grygnego, demiurgiczne zapisy Koska, liczbowe systemy przejść Kempa zdają się podważać paradygmaty powszechnie przyjętych norm i praw. Czym zatem były dla samego Grygnego sterty zapisanych kartek, notesów, zeszytów, notatników, pięcio liniowych „partytur”? Czytając teksty artysty jesteśmy w stanie poznać zaledwie drobny fragment jego niecodziennej osobowości. Sposób jego postrzegania i pojmowania świata zdaje się wymykać utartym schematom i konwencjom. Dostrzegamy tu poczucie wyjątkowości, które ilustrują słowa: Grygny portret z resztą świata dopełnienie reszty, podkreślające relację jednostki wobec ogółu. Wyjątkowość w przypadku Grygnego może wyrażać się szczególnym rodzajem znakowania, charakterystycznym tylko i wyłącznie dla osoby artysty. Każdy zapisany skrawek papieru wchodzi w system zależności z uniwersum, a obecność znaczka skarbowego i pieczęci pocztowej konstytuuje byt obserwatora i obserwowanego, nadawcy i adresata w jednej osobie. Zapis – portret Grygnego z resztą świata – nasuwa myśl, że może to nie przypadek, że wiele tekstów artysty przyjmuje typograficzną formę wizerunku – domniemanego autoportretu. Być może słowa te potwierdzały uczestnictwo artysty w świecie, dawały mu gwarancję istnienia i poczucie przynależności? Być może sam Grygny myślał o sobie jak o brakującym ogniwie, bez którego świat nie miałby racji bytu? Muszę iść oglądać gwiazdy mówił Palomar w powieści Italo Calvino. Ta potrzeba mierzenia się z nieosiągalnym
wymiarem kosmicznej rzeczywistości niesie ze sobą ryzyko zagubienia, ale też moc poznania. Próba podążania za Grygnym jest jak podróż bez możliwości powrotu. To podróż z biletem w jedną stronę – w stronę Utajonej Pozytywki, zagubionej wśród niepoliczalnych gwiazd. W dniu 29.IV.78 r.po godzinie 21.00. w Barze Jagiellońskim oraz Kawiarni Literackiej przeprowadziłem dowód, że Prawda ma Rację, Grygny Władysław 1 I. Calvino, Palomar, przeł. A.Kreisberg, Kraków 2004 2 Przytaczane słowa Władysława Gygnego pochodzą z jego notatek sporządzanych od lat 70. XX wieku. Pisownia zgodna z oryginałem. 3 I.Calvino, Palomar, dz. cyt., s. 47. 4 Zdenek Kosek (1949–2015), uznany czeski artysta art brut/ outsider. Pracował jako drukarz. W tym czasie rysował karykatury i komiksy dla lokalnych gazet. Był także meteorologiemamatorem. Por. katalog wystawy Timelessness_Zdenek Kosek/ Lubos Plny, Galeria Tak, Poznań 2013. 5 John Urho Kemp ( 1942–2010), zwany też Kryształowym Johnem,uznany amerykański outsider. Ukończył inżynierię chemiczną i biochemię na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Przez całe życie podróżował, by oglądać zaćmienia słońca i odwiedzał gorące źródła na północy Kalifornii. Por. katalog wystawy Trójkąt Bermudzki / outsider art, Galeria Tak, Poznań 201 xx Zofia Czartoryska: My też jesteśmy barbarzyńcami „Polska jutra to garstka i już Was Widzę”. Długo nie mogłam przestać myśleć o tej notatce, napisanej niby od niechcenia ołówkiem na serwetce. Spod dwóch zamaszystych diagonali podpisu i daty wyłania się zarys twarzy – znak rozpoznawczy poezji konkretnej Władysława Grygnego. Oszczędność słów i linii w zderzeniu ze złowrogą wieloznacznością proroctwa, sprawia, że ten świstek papieru zdaje się ważyć tonę. To jeden z moich ulubionych rysunków. Dziwne były uśmiechy, które pojawiały się, gdy kończąc oprowadzanie po wystawie Po co wojny są na świecie. Sztuka współczesnych outsiderów w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, dochodziliśmy do prac Grygnego. Na wystawie, której byłam kuratorką razem z Katarzyną Karwańską, pokazałyśmy prace twórców działających poza obiegiem artystycznym, którzy rozumieją uprawianie sztuki jako działalność krytyczną – sposób
na komentowanie i kontestowanie rzeczywistości. Tacy artyści rzadko funkcjonują nawet w niszowym obiegu „plastyki nieprofesjonalnej” lub ich radykalizm jest neutralizowany zachwytami nad formą. Ten swoisty aneks do historii sztuki krytycznej w Polsce, miał na celu zderzenie publiczności warszawskiej instytucji ze sztuką osób pozbawionych głosu w debacie publicznej. Po obejrzeniu mocnych prac o polityce, mediach, zniewoleniu, biedzie czy represjonowanej seksualności, zwiedzający stawali przed enigmatyczną sztuką artysty z Chorzowa. Jego wizualne traktaty stanowią opartą na zaskakującej grze słów i skojarzeń, zsamplowaną z elementów różnych systemów (astronomii, inżynierii, geografii etc.), niemożliwą do prostego rozszyfrowania poezję. U wielu osób budziły one wątpliwości, co do zasadności wpisania ich w kontekst sztuki zaangażowanej. Choroba psychiczna zdawała się stanowić fakt unieważniający sytuację komunikacyjną między artystą a odbiorcą. Czy można się dowiedzieć czegoś o rzeczywistości od człowieka z zaburzeniami? Czy jego zapisy mogą mieć jakąkolwiek wartość dla dyskusji o współczesnym świecie? Przypomniałam sobie o tym rok później, zwiedzając jedną z wystaw ateńskiej odsłony Documenta 14. W podziemiu konserwatorium muzycznego, w eleganckiej gablocie zobaczyłam rysunek – wykonany długopisem na pogiętej kartce - wpisany w formę okręgu tekst, do złudzenia przypominający rysunki Grygnego. Nie znałam kontekstu, obok nie było wyjaśnień, przesłanie pracy nie było więc dla mnie zrozumiałe. Nie pomyślałam jednak, że to jakiś bełkot. Przecież to D O C U M E N T A ! Gdzieprzebiega zatem granica pomiędzy „Nie rozumiem tego, to musi być bardzo głębokie”, a „Nie rozumiem tego, to jakaś bzdura”? Z jaką łatwością przychodzi nam pobłażliwość wobec treści prac Grygnego, gdy jednak taka postawa dotyka nas, wpadamy we wściekłość. Ile to razy zżymaliśmy się na tych, którzy deprecjonują sztukę współczesną, twierdząc że jej rzekoma niezrozumiałość to po prostu hochsztaplerka.
Barbarzyńskość Grygnego (gr. Barbarophonoi, czyli mówiący „bar-bar” – wydający niezrozumiałe dźwięki) ukazuje nam barbarzyńskość każdej prawdziwie progresywnej sztuki¹. Kim jest w społeczeństwie artysta kierujący się awangardowym imperatywem nowatorstwa, dążący do znalezienia własnego języka sztuki i zmiany skostniałych porządków, jeśli nie Innym? Twórczość Grygnego stanowiła klucz do zrozumienia sensu całej wystawy Po co wojny są na świecie, która mogłaby w przeciwnym razie dać zbyt łatwe poczucie moralnej satysfakcji z łaskawego wysłuchania wykluczonych. Czy nie okazuje się, że jesteśmy otwarci na punkt widzenia Innego, tylko wtedy gdy możemy go łatwo zinterpretować w obrębie granic naszej percepcji? A co jeśli jego kod komunikacji okazuje się niekompatybilny z naszym i wymaga wysiłku? Na ile jesteśmy w stanie zainteresować się głębią tego co Inny ma do powiedzenia, a nie tylko się nad nim pochylić i pochwalić go za kolorystykę? Znaczki skarbowe i stemple, którymi Grygny opieczętowywał swoje prace, a także fakt, że przywoził je do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, świadczą o potrzebie nadania im ważności i poszukiwaniu odbiorcy dla swoich komunikatów. Sprowadzając sztukę Grygnego do jej formalnej wirtuozerii i pozostając głuchym na jej treść, tchórzymy przed okazją by opuścić na chwilę koleiny naszego myślenia i skoczyć na główkę wprost w nieznane. Po to jest sztuka. Polska jutra to garstka. Grygny patrzy na nas z oddali. Jesteśmy pewnie mali i wyglądamy naprawdę śmiesznie. 1 Rysunki Grygnego zostały pokazane w kontekście barbarzyńskości przez kuratorkę Katarzynę Karwańską na wystawie Dziewczyna i pistolet (Casa de Los Coroneles, Furteventura, 2018 jan ostroga - recebzebt
Władysław Grygny urodził się 23 marca 1936 roku w miejscowości Nieledwia koło Milówki w powiecie żywieckim. Jak wielu młodych ludzi z tego regionu wyjechał na Śląsk. Podjął pracę w kopalni Kleofas w Katowicach, ukończył Technikum Górnicze i pracował na stanowisku technik-elektryk. Rozpoczął też studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, które jednak przerwał. Założył rodzinę, miał dwóch synów. Wykazywał szerokie zainteresowanie sztuką – malował, pasjonowała go fotografia, projektował biżuterię. Przez jakiś czas podróżował ze znanymi zespołami muzycznymi (Niebiesko-Czarni, Trubadurzy) współpracując z nimi jako elektryk, akustyk i wykonując inne prace pomocnicze. Jednocześnie dokumentował ich występy na fotografiach. Narastające symptomy choroby psychicznej przyczyniły się do rozpadu życia rodzinnego Grygnego, który po rozwodzie prowadził samotny tryb życia. Choroba uniemożliwiła mu też kontynuowanie pracy zawodowej.Całkowicie owładnęła nim pasja tworzenia, malował bardzo dużo, dokumentując niejako w swoich pracach
stan swojej świadomości. Swoje nastroje i obserwacje świata opisywał w niezliczonej ilości rękopisów. Są to luźne wynurzenia, manifesty, komentarze do aktualnych wydarzeń. Opisy te często są ilustrowane, przybierają formę zabawy słowem, a tekst układany przybiera różne formy wizualne, najczęściej układając się w kształt ludzkiej głowy. Tematyka obrazów jest różnorodna – są to głownie pejzaże, ale również portrety i martwe natury. Prace utrzymane są w mrocznym, tajemniczym klimacie, a ich stylistyka jest typowa twórców art brut. Różnorodne są też formaty prac, od małych obrazów na płótnie, papierze czy pilśni aż do dużych dzieł o wymiarach 180x120 cm i większych. Symptomatyczne jest to, że duże formy wykonane są po 1990 roku. Zauważalny jest zróżnicowany poziom plastyczny. Wydaje się, że wraz z postępem choroby chęć namalowania jak największej ilości obrazów zmieniała zasadniczo ich estetykę. Grygny malował pospiesznie i coraz bardziej niedbale. Swoimi pracami usiłował zainteresować różne instytucje i muzea. Starał się też o członkostwo w ZPAP. Bezskutecznie proponował też swoje prace DESIE. Jednocześnie prezentował swoje obrazy na terenie Śląska w kawiarniach i hotelach. Bardzo ubolewał nad małym zainteresowaniem swoimi pracami. Jedynie Muzeum Etnograficzne w Krakowie zakupiło dwie z nich w 1977 roku. Grygny numerował i datował prace według cyklu rocznego, dzięki czemu można stwierdzić, że na namalowanie dużego obrazu potrzebował zaledwie kilku dni. Używał głównie materiałów profesjonalnych, takich jak farby olejne,akryle, akwarele, lecz posługiwał się również (zapewne ze względów ekonomicznych) innymi materiałami, jak farby emulsyjne, klejowe i inne. Używał płótna lnianego tzw. surówki, tkaniny pościelowej, a nawet dżinsowej. Jak widać dobór materiałów był przypadkowy. Niejednokrotnie do zaspokojenia pasji malowania wystarczało mu to, co akurat miał pod ręką np. torby papierowe, serwetki,a nawet worki foliowe. Płócien nie gruntował, stąd warstwa malarska niektórych obrazów jest mało stabilna.
Niektóre z prac – w szczególności te na papierze – opatrywał znaczkami skarbowymi pieczętowanymi stemplami jednego z chorzowskich urzędów pocztowych. Od 1998 roku dostarczał liczne prace do Muzeum Etnograficznego w Krakowie, gdzie czekają one na weryfikację i opracowanie. Nieznana jest niestety jego twórczość sprzed 1976 roku, choć wiadomo, że Grygny tworzył prace już dużo wcześniej. Nie wiadomo co się z nimi stało – być może ze względu na mało stabilne warunki bytowania Grygnego mogły one ulec zniszczeniu lub przepadły w innych okolicznościach. Artysta mieszkał i tworzył w Chorzowie utrzymując się z niewysokiej emerytury i dorabiając sprzedażą surowców wtórnych zbieranych w okolicy. Jego pracownia, która służyła także za mieszkanie była bardzo zaniedbana, panował w niej ogromny nieporządek, będący skutkiem nieporadności gospodarza spowodowanej nieleczoną chorobą psychiczną. Kontakt z Grygnym był niezwykle trudny, unikał on skutecznie jego nawiązania. Przywoził do Muzeum Etnograficznego w Krakowie liczone w dziesiątkach, zrolowane obrazy i niechętnie rozmawiał z pracownikami muzeum
pomimo podejmowanych przez nich prób – pozostawiał obrazy, po czym pospiesznie odchodził. Co ciekawe, kilkukilometrową odległość z krakowskiego dworca kolejowego do muzeum przebywał pieszo, dźwigając ważące nieraz ponad 20 kilogramów pakunki. Wielokrotnie zachęcano go do przyjęcia jakiejś formy pomocy, poczęstunku lub chwili odpoczynku, jednak nigdy nie przystawał na takie propozycje. Postęp choroby psychicznej, jak też coraz słabsza kondycja fizyczna, spowodowały, że coraz mniej tworzył i coraz rzadziej opuszczał Chorzów. W 2016 roku doznał złamania kości biodrowej i jego stan pogorszył się do tego stopnia, że został unieruchomiony w swoim mieszkaniu, nie dopuszczając żadnej formy pomocy socjalnej i medycznej, przez co znalazł się w skrajnej sytuacji zagrażającej życiu. Pomimo tak poważnego zagrożenia, służby socjalne i medyczne nie potrafiły znaleźć sposobu na rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Dopiero zdecydowana interwencja zaprzyjaźnionych osób spowodowała energiczniejsze działania służb medycznych i Grygny znalazł się w końcu w szpitalu. Po doprowadzeniu go do stanu pozwalającego na opuszczenie placówki został umieszczony w Domu Opieki PCK w Chorzowie. Nigdy jednak nie powrócił w pełni do zdrowia, i w niedługim czasie zmarł. Nie wytrzymał braku wolności którą tak umiłował, będąc wciąż w drodze, odwiedzając miejsca, które chciał, i kiedy chciał. Był nieskrępowany, w najpełniejszym tego słowa rozumieniu. Nieznany nikomu, odrzucany, nierozumiany, jakże często wyśmiewany – w końcu zwyciężył. O zwycięstwie tym świadczą jego prace podziwiane przez widzów odwiedzających liczne galerie i muzea,w których są one prezentowane. Władysław Grygny zmarł w Domu Opieki PCK w Chorzowie w październiku 2017 roku!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
WŁADYSŁAW GRYGNY /1936–2017/ Artysta outsider art. Tworzył enigmatyczne zapisy o charakterze konceptualnym, mieszczące się w polu konceptualnego art brut czy też brut now. Władysław Grygny pozostawił po sobie setki stron wypełnionych przemyśleniami o świecie. Swoje zapiski nazywał „notatkami filozoficzno-geometrycznymi”. Gra słów Grygnego często towarzyszy minimalistyczny rysunek, układ typograficzny, czy też obliczenia matematyczne wynikające np. z obserwacji faz księżyca. Charakterystyczne w jego twórczości jest oznakowanie prac znaczkiem Urzędu Skarbowego i stemplem urzędu pocztowego w ChorzowXXY
mieszka w chorzowie ale podróżuj epo Polsce jak widać jest uczestnikiem wystaw w rożnych miejscach Poznań, kraków warszawa katowice.........http://outsiders.artmuseum.pl/en/artist/wladyslaw-grygny............ siedziba http://artmuseum.pl/pl/wystawy w.wa http://galeriatak.pion.pl/wp-content/uploads/2015/10/katalog_grygny.pdf O tajemniczym zjawisku jakim jest Art Brut i tajemniczym artyście jakim był Władysław Grygny Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim Sonia Wilk. aRTBrut budzi zainteresowanie w coraz szerszych kręgach odbiorców przede wszystkim dlatego, że jest zjawiskiem tajemniczym, rzucającym nowe światło na postrzeganie mechanizmów i procesów motywacyjnych, jakim poddana jest aktywność twórcza człowieka. ............Zrozumienie tego czym różni się art brut (w krajach anglosaskich nazywane outsider art) od tak zwanej sztuki oficjalnej daje możliwość odkrywania nowych, ciekawych i ciągle nie do końca zbadanych obszarów kreacji artystycznej. Jest to bowiem przede wszystkim twórczość będąca nie tyle sensem życia, co jego powinnością w rozumieniu wręcz mesjanistycznym. Artysta pochłonięty aktem twórczym traci poczucie rzeczywistości ponieważ potrzeba tworzenia całkowicie determinuje jego życie i to do tego stopnia, że proces twórczy jest imperatywem, a wartości estetyczne i artystyczne stają się kategorią drugorzędną. Jednocześnie jednak artysta art brut jest całkowicie wolny od całego nadbagażu intelektualnego dominującego w sztuce konceptualnej, tworzy bowiem bez względu na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne, bez wpływu jakiejkolwiek filozofii, czy programu artystycznego, bez całego „świata sztuki”. ...........Przykładem outsidera-artbrutowca jest Władysław Grygny. Schorowany, izolujący się od społeczeństwa, żyjący na krawędzi egzystencji, owładnięty idée fixe od kilkudziesięciu lat spełnia swoje posłannictwo: tworzy ekspresyjne i barwne obrazy, zamalowując setki arkuszy kartonu i setki metrów płótna, pozbywa się swoich dzieł w ten sam, wręcz rytualny sposób nie dbając o ich dalszy los. To, że obrazy te znajdują się w zbiorach muzealnych oraz kolekcjach w kraju i za granicą, jest już poza sferą jego świadomości. Tymczasem od kilku lat jego obrazy zaczęły nabywać polskie i zagraniczne galerie i muzea, kupują je również prywatni kolekcjonerzy. A on niezmiennie przemyka ulicami swego miasta, niezmiennie jeździ bez celu autobusami i pociągami, starając się zniknąć w tłumie, zatapia się we własnym świecie. I ten aspekt to kolejna cecha autora art brut, dla którego odbiorca zewnętrzny nie istnieje, wobec czego twórca nie ma potrzeby zabiegania o uznanie społeczne. ...........Kim jest, czym zajmuje się starszy, małomówny, separujący się od świata mężczyzna? Mijając go na ulicy, nikt nawet tych pytań nie zadaje. Urodził się w 1936 roku w Nieledwi na Żywiecczyźnie. Zachęcony perspektywą dobrze płatnej pracy wyjechał na Śląsk i podobnie jak wielu jego kolegów związał się z górnictwem. Rozpoczął pracę w kopalni „Kleofas” i wszystko wskazywało na to, że pozostanie tam do emerytury: ukończył technikum górnicze, awansował, rozpoczął także studia w katowickiej Akademii Ekonomicznej. Założył rodzinę. ....Ta mała stabilizacja zaczęła mu jednak doskwierać. Chciał czegoś więcej. Zaczął malować, fotografować, projektować biżuterię. To jednak wciąż było za mało. Zwolnił się z kopalni, porzucił dotychczasowe życie, co w konsekwencji doprowadziło także do rozpadu rodziny. Zaczął współpracować jako akustyk ze znanymi zespołami: „Czerwono-Czarnymi”, a później z legendarnymi „Trubadurami”. Jeździł w trasy, robił dokumentację fotograficzną. Coraz mocniej czuł się artystą, coraz bardziej chciał poświęcić się tylko twórczości. Nieposkromiona pasja tworzenia, a jednocześnie brak akceptacji i zrozumienia zaczęły skutkować izolacją. Pojawiły się pierwsze symptomy choroby psychicznej, co uniemożliwiło dalszą pracę zawodową. Społeczeństwo zaczęło go odtrącać. Jedynym spełnieniem i schronieniem stawała się sztuka, będąca z jednej strony zapisem stanów świadomości, irracjonalnym komentarzem do rzeczywistości, a z drugiej strony krzykiem: JESTEM. Powstawały duże, tworzone z wielkim rozmachem płótna, a także niezliczona ilość szkiców i notatek, w których słowo stawało się materią sztuki zarówno w sensie symbolicznym, jak i graficznym.
>-.................Bezskutecznie szukał akceptacji i swoimi pracami starał się zainteresować środowiska artystyczne, ciągle jednak spotykał się z odrzuceniem. Chodził od drzwi do drzwi, od instytucji do instytucji. Starał się o członkostwo w ZPAP, ale nie posiadał wystarczających kwalifikacji… Poznał Krawczuka, Sówkę, Gawlika, ale zdawał sobie sprawę, że jego malarstwo krańcowo odmienne od tego, którym oni zdobyli popularność. Pokazywał swoje prace w galeriach i muzeach na Śląsku, i nawet jeśli je zakupiono, to bardzie w celu odnotowania jeszcze jednego malującego górnika, niż w wyniku uznania tego co robi. Czasami udało mu się zaprezentować swoją twórczość w kawiarniach, klubach czy hotelach, lecz tam również jego prace nie budziły większego zainteresowania. Mur niezrozumienia stawał się coraz wyższy, stan izolacji pogłębiał się. ............Nie znajdując uznania na Śląsku, postanowił pokazać swoje malarstwo w Krakowie. Tu także nikt nie był nim zainteresowany. W jednym z muzeów w końcu zakupiono dwie prace, zaczął więc systematycznie przywozić ogromne ilości płócien, płyt i kartonów, ważące nierzadko po kilkanaście kilogramów. Z wielkim trudem dźwigał, wręcz taszczył ogromne, powiązane sznurem pakunki, przemierzając kilka kilometrów i o nic nie pytając, zostawiał je w muzeum. Były to setki obrazów, czasami pojedyncze motywy, czasami serie podobnych prac. Zaczął to być problem i ówczesna dyrekcja zdecydowała o „utylizacji” niechcianych darów. Jeden z pracowników postanowił jednak je przechować. Zainteresował się także samym twórcą i jako jeden z nielicznych nawiązał z nim bezpośredni kontakt, ciągle jednak nie wiedział z czym ma do czynienie......Gdy w 2011 roku prof. Grażyna Borowik i dr Andrzej Kowal zorganizowali w Muzeum Etnograficznym w Krakowie wystawę „W kierunku autentyczności”, ukazującą zjawisko art brut, wszystko stało się jasne. Prace Grygnego idealnie wpisywały się w obszar sztuki tworzonej na bazie własnych emocji, sztuki gorzkiej, opierającej się jakimkolwiek konwencjom. Od tego czasu Pan Jan Ostroga rozpoczął już działania promujące twórczość Władysława Grygnego. Skontaktował się z osobami zajmującymi się sztuką outsiderów. W pierwszym rzędzie ze znanym krakowskim kolekcjonerem Leszkiem Macakiem oraz Działem Plastyki Nieprofesjonalnej Muzeum Śląskiego, w ramach którego systematycznie od 2008 roku organizowane były wystawy z cyklu Vivat Insita promujące zjawisko art brut w Polsce. Następnie wysłał kilka obrazów na konkurs im. Teofila Ociepki w Bydgoszczy. Wszędzie Grygny budził zainteresowanie. Postanowił więc pójść dalej i zasięgnąć opinii u źródeł. Zawiózł obrazy i szkice do zagranicznych ośrodków zajmujących się art brut – między innymi do Lozanny i Paryża. Tam także wyrażano się o nich z uznaniem i przyjęto do kolekcji. Czyżby prawdziwa historia z happy endem? Chyba jednak nie… Czas, poczucie niezrozumienia i choroba poczyniły swoje, a Pan Jan Ostroga ciągle jest bodaj jedyną osobą, która w jakiś sposób potrafi dotrzeć do malarza. Choć artysta jest informowany, że jego prace otrzymały nagrody, choć świadom jest, że napływają do niego pieniądze z ich sprzedaży, to wydaje się, że jest to mu całkowicie obojętne. Przez całe życie odrzucany przez świat, teraz i on świat odrzucił.
.........Na czym polega fenomen Grygnego? Jakie jest jego malarstwo? Jakie było na początku nie wiemy, gdyż najwcześniejsze znane prace pochodzą z drugiej połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. Co się stało z tymi pierwszymi? Pewnie zaginęły lub zostały zniszczone. Autor nic o nich nie mówi.--------W zasadzie twórczość artysty należałoby podzielić na dwa wątki, zahaczające o siebie, a jednak bardzo różne. Przede wszystkim jest to malarstwo. Głównie pejzaże, portrety, martwe natury. Formaty prac są zróżnicowane, od niewielkich, malowanych na płycie pilśniowej i kartonie, po wykonywane od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku znacznych rozmiarów płótna. Maluje na czym się da. Ponieważ prac powstawało bardzo dużo, często namalowane płótna zdzierał z krosien po to, aby nabić następne. Tak jakby obraz przestał się już dla niego liczyć w momencie ukończenia i podpisania, jak gdyby najistotniejsze nie było dzieło, ale sam akt tworzenia. Czasami nie posługiwał się krosnem w ogóle.Śledząc kolejno powstające prace, zauważyć można, jak odrywał z beli materiału kawałki sztywnego płótna żaglowego i obsesyjnie zamalowywał, tworząc kolejny obraz. Przestało się również liczyć rzemiosło malarskie, przestało być istotne nie tylko krosno, nie tylko naciąg, ale i grunt. Zaczął nakładać go niedbale albo w ogóle pomijał, rozprowadzając farby bezpośrednio na tkaninie. Zaczął także do malowania wykorzystywać wszystko, co się do tego celu nadawało – kartonowe opakowania, dyktę, tekturę, znajdowane na śmietniku stare zasłony. Najczęściej posługiwał się farbami olejnymi i akrylami, ale później także temperami i farbami emulsyjnymi. To przełożenie ciężaru z dzieła na proces ma swoje odzwierciedlenie także w problemach konserwatorskich związanych z jego twórczością: farby często odspajają się, wykruszają,a płótna są zagniecione, pofałdowane, pozbawione marginesu umożliwiającego napięcie na krosna. Ponieważ sygnując pracę, często używał daty dziennej, można prześledzić, jak dużo malował, jaką obsesją był akt twórczy. Jednak to, co jest w malarstwie Grygnego najistotniejsze, to ładunek emocjonalny, charakterystyczny przede wszystkim dla ekspresjonizmu. Często z ponurych, ciemnych, nakładających się na siebie plam wyłaniają się sylwetki, postaci, miejsca. Lekki obrys, mocniejsze pociągnięcie pędzla wydobywa z chaosu plam zarys twarzy, dłoń, kontur ramienia. Postaci przenikają się, wchodzą w relacje, wyczuwalne jest napięcie, ruch i niepokój. Innym razem postać malowana jest płasko, zdaje się zastygła, odlana z wosku. Jedynym „żywym” elementem są wyraziste oczy przenikające odbiorcę. I te prace również budzą niepokój. Przymiotnik „niepokojący” chyba najlepiej oddaje cechy tego malarstwa. To nie jest twórczość wywołująca zachwyt, to połączenie napięć i niepokoju; niełatwa, ale i niezwykle interesująca, budząca refleksje nad istotą sztuki. Inne są pejzaże. Stanowią wytchnienie, uspokajają zarówno twórcę, jak i odbiorcę. Mogą być wyabstrahowane, budowane z wyraźnie odcinających się od siebie barwnych pasm, dające możliwość uruchomienia wyobraźni. Czasami na tle pasiastych planów pojawiają się ciemne kontury drzew wyznaczających rytm kompozycji. W podobnym duchu malowane są martwe natury, a w szczególności bukiety kwiatów ulokowane znowu na tle zbudowanym z kolorowych pasm. Kwiaty wypełniające środkową część kompozycji, ustawione w płasko malowanych wazonach, zdają się jednak być martwe, jak gdyby zawieszone w czasoprzestrzeni. Mimo pozornego spokoju bukiety te mają w sobie coś niesamowitego. ...........Drugi nurt to szkice-rękopisy. Powstały ich ogromne ilości: całe teczki arkuszy papieru kredowego, bloki papieru
milimetrowego, znaleziony gdzieś papier nutowy, opakowania, kartoniki, serwetki. To one najbardziej zachwycają specjalistów i kolekcjonerów art brut – zapiski chwilowych nastrojów, przybierające niekiedy postać manifestu, komentarze do aktualnej sytuacji społecznej i politycznej, zabawa słowem i kształtem słowa. Strumieniowi słów, czasami wyrażających jakąś treść, a czasami będących graficzną kompozycją, często towarzyszą wykonane jedną pewną kreską rysunki – najczęściej kontury twarzy lub sylwetki ludzi. Ciekawym elementów tych kompozycji są umieszczane na nich znaczki opłaty skarbowej z nabitym stemplem dziennym. Jak gdyby autor poprzez ten fakt chciał nadać swej pracy ważność. Być może potrzebował tego urzędowego potwierdzenia istoty własnej twórczości. ..........Obecnie kontakt z artystą jest znacznie utrudniony: skrajnie nieufny, zamknięty, odizolowany, unika ludzi. Ciągle maluje, lecz postępująca choroba powoduje, że prac powstaje już o wiele mniej, a ich ładunek emocjonalny nie jest tak wyrazisty. Czy należałoby mu w jakiś sposób pomóc? Z pewnością tak, ale trzeba być bardzo delikatnym. Pojawiają się problemy natury etycznej. Czy mamy prawo zmieniać rzeczywistość, w której żyje i która daje mu poczucie bezpieczeństwa, chociaż jest tak diametralnie różna od naszych wyobrażeń? Czy wolno burzyć komuś świat? Być może lepiej pozostawić artystę w spokoju, a jedynie informować go o tym, że jego marzenie się spełniło, że obrazy są w muzeach, galeriach i kolekcjach prywatnych na całym świecie… Sonia Wilk Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim
P.S. Artykuł powstał przed śmiercią artysty Władysława Grygnego. „Nieznany nikomu” W Galerii Art Brut w Centrum Kultury w Lublinie otwarto nową wystawę. Tym razem przez miesiąc możemy oglądać prace Władysława Grygny. Jest to wystawa pośmiertna i nosi nazwę „Nieznany nikomu”. Zapraszamy do Centrum Kultury w Lublinie przy ul. Peowiaków 12. Wernisaż odbędzie się 3 lipca o godz. 18.00. Otworzy go Sonia Wilk – Kustosz Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej w Muzeum Śląskim w Katowicach, oraz prPrzemierzał dziesiątki kilometrów w Małopolsce, od wsi do wsi, od domu do domu. Był ludowym zegarmistrzem, który naprawiał zegary - także takie, które miały wyznaczać czas zwierzętom. Tę pasję odziedziczyli po nim w pewnym sensie jego synowie - jeden także naprawiał zegary, a drugi wstąpił do kamedułów i przez lata był dzwonnikiem nawołującym pustelników na modlitwy siedem razy na dobę w Eremie Srebrnej Góry na Bielanach w Krakowie.pzyjaciel Władysława Grygnego – Jan Ostroga z Muzeum Etnograficznego z Krakowa, który towarzyszył mu aż do śmierci.Jan Ostroga konserwacja i renowacja .......ostroga@etnomuzeum.eu